Goddess – The Withering
(12 kwietnia 2016, napisał: Pudel)

Norweski zespół Goddesss, mający siedzibę w stolicy tego mroźnego kraju powstał 6 lat temu, w 2014 roku natomiast panowie nagrali opisywany tutaj materiał. Piszemy jednak o tym wydawnictwie dopiero teraz, gdyż właśnie w marcu 2016 roku ukazała na nowo zmiksowana i zremasterowana edycja. Kapela określa swoją twórczość jako „progresywny doomrock” i… coś w tym jest! Dodatkowo dosyć ciekawym posunięciem było ograniczenie tej EPki do… jednego, za to trwającego niemal 20 minut utworu. Porywanie się na takiego kolosa już na debiucie to z jednej strony akt sporej odwagi, ale z drugiej – ogromne ryzyko. Żeby stworzyć prawdziwą „suitę” o takiej długości potrzeba naprawdę niemałego talentu kompozytorskiego. Jeśli takiego brakuje, zawsze można pójść w kosmiczne odloty, improwizacje lub techniczne popisy. Można też troszkę pooszukiwać i skleić w jedną całość kilka fragmentów, niekoniecznie idealnie do siebie pasujących. No i cóż, nie będę w tym miejscu robił z siebie debila i stawiał „The Withering” obok „Close to the edge”, „Supper’s ready” czy innego „Karn Evil”. Ba, nie jest to nawet liga marillionowego „Grendela”. Ale, nie znaczy to wcale, że młodzi Norwedzy ponieśli w konfrontacji z tematem „progowa suita” kompletną porażkę. Utwór zaczyna się naprawdę dobrze, po spokojnym wstępie i nieco opethowskim kreowaniu klimatu dostajemy trochę stonerowo brzmiący, hard rockowy fragment, za sprawą wszechobecnych Hammondów mogący się kojarzyć ze Spiritual Beggars, następnie mamy trochę cięższy fragment, kolejny raz nie tak odległy od tego co robi Opeth, jest nawet coś w rodzaju growlu! Później po bardziej przestrzennym, artrockowym fragmencie trafia się posępny, doomowy kawałek…. i potem niestety na dobrych kilka minut muzycy zaczynają przynudzać na doomowo – post rockowo – ciężki sposób, na szczęście dosyć ciekawe rzeczy cały czas robią klawisze. Końcowa partia, z ciężkimi sabbathowymi riffami połączonymi z partiami gitary akustycznej i znów rewelacyjnym Hammondem przywraca pozytywne odczucie, towarzyszące pierwszej części utworu. Jako całość jednak utwór nie powala, choć nie można powiedzieć, żeby była to jakaś straszna porażka – po prostu chyba troszkę to na siłę jest wydłużone. Nie jest to też rzecz pierwszej świeżości, tym bardziej więc ciekawy jestem w jaką stronę zespół poszedł, co prezentują obecnie. „The withering” to rzecz dosyć średnia, ale nie brak tu ciekawych pomysłów i zalążków czegoś bardzo ciekawego.
Wyd. Voidcaller records, 2016
Lista utworów:
1. The Withering
Ocena: +6/10
