Entheos – The Infinite Nothing
(7 kwietnia 2016, napisał: mielony)

Oglądałem przypadkowy filmik na BangerTV i gdzieś na końcu padła krótka rekomendacja tegoż debiutu. Niedługo później stał się on jedną z moich ulubionych nowych rzeczy. Jak się okazało, są tu ludzie z The Faceless i Animals as Leaders, więc spodziewajcie się porytej, technicznej jazdy pełnej smaczków oraz rozwiązań, które docenią tak wirtuozerzy, jak i szaraczki nie mające pojęcia o stopniu umiejętności potrzebnych do tworzenia takich zawijasów. Najważniejsze jest to, jak się tego słucha. A wchodzi naprawdę wybornie! Zamknięte w ośmiu kawałkach popisy nie męczą, jeno wgniatają swoim ciężarem i wprawiają nogi w ruch. Czy mam jakieś ulubione fragmenty? Takie pojawiają się tutaj co chwilę, dlatego trzeba tego posłuchać po prostu w całości. Dużo czasu obadanie tego od deski do deski nie zajmie, a jeśli ktoś techdeath lubi, to na jednym podejściu się nie skończy. Ja może jakimś koneserem nie jestem, ale zdarzy się niekiedy, że coś z tego nurtu przykuje mnie na dłużej. I tak jest w tym przypadku. To sprawna, porządnie nasmarowana machina, w której nie zawodzi choćby najmniejszy elemencik. Solówki, zmiany tempa, moc, to wszystko tu jest. A do tego bardzo dużo pomysłów. Zapomnijcie więc o kawałkach budowanych z dwóch riffów na krzyż. Muza Entheos zbudowana jest tak, by starczyć na długo. No, w tym miesiącu The Infinite Nothing na pewno będzie jedną z płyt najczęściej rozgrzewających moje słuchawki do czerwoności.
Wyd. Artery Recordings, 2016
Lista utworów:
1. Perpetual Miscalculations
2. New Light
3. The Infinite Nothing
4. Terminal Stages of Nostalgia
5. An Ever-Expanding Human
6. Bad Chemicals
7. Mind Alone
8. Neural Damage
Ocena: 8/10
