Pyramido – Vatten
(31 marca 2016, napisał: Pudel)
Wiosna przyszła. Kwiatki kwitną, ptaszki ćwierkają, pieski srają, niedźwiedzie się budzą i ogólnie jest wesoło i radośnie. Mimo tego, potok smutno – mrocznych promówek jakoś wyschnąć nie chce i wraz z nim przypłynął do nas album „Vatten” szwedzkiego Pyramido. Może to fakt, że panowie pochodzą z kraju gdzie jest zimno i ponuro przez większą część roku sprawia, że zespół gra dosyć smętnie? Dobra, przejdźmy może do rzeczy. Pyramido gra już 10 lat, opisywany album to ich czwarty LP. Oczywiście nie znam żadnego z poprzednich, w każdym razie obecnie kwintet z Malmo gra ciężki i powolny walcowaty sludge/doom, skręcający tu i ówdzie w post-metalowe rejony. Wytwórnia podaje wśród inspiracji zespołu takie nazwy jak Cocteau Twins czy Slowdive – ja bym nie przesadzał, jednak jest to cały czas ciężkie, metalowe granie, choć faktycznie kapela mimo dosyć „masywnych” riffów uzyskała bardzo przestrzenne, czyste brzmienie od biedy mogące się kojarzyć z wyżej wymienionymi wykonawcami. Płyta zawiera pięć kawałków, trwających razem niecałe 40 minut, czyli ani krótko, ani długo lecz w sam raz. Mimo, że numery trwają ponad siedem minut każdy to jakoś się nie nudzą, wszystko zdąży tu wybrzmieć ile razy trzeba, ale nie ma się wrażenia, że kawałek ciągnie się na siłę. Na całe szczęście trafiają się w tej dźwiękowej zupie bardziej wyraziste „przyprawy” – np. bardzo fajny, chwytliwy riff rozpoczynający „Tempus”. No i ogółem jest to taki album, że po prostu nie ma tu do czego się przypieprzyć, choć nie jest to też jakaś rewelacja, o której będziemy pamiętali latami. Chyba też już sam ten styl doszedł do takiego etapu, że coraz więcej pojawia się płyt dobrych, kompetentnych, stylowych, ale też mocno bezbarwnych, nie wyróżniających się z tłumu. Na „Vatten” na szczęście jest trochę takich punktów świecących naprawdę jasnym i w dodatku nie odbitym światłem, jak już płytę dostaniecie w swoje ręce to z pewnością ładnych kilka razy zakręci się na Waszym patefonie, niemniej jednak jeśli do niej nie dotrzecie… to też niewiele stracicie. Ot, taki solidny średniak z aspiracjami do bycia czymś więcej. Nie wiem też, czy przypadkiem nie jest tak że z tego dum-sludzu to za kilka lat się nie będziemy śmiali tak jak teraz ze smutnego sympho – blacku i gothic metalu, ale to już temat na inną opowieść…
Wyd. Halo of flies, 2016
Lista utworów:
1. En linje i sanden
2. Att Bida Sin Tid
3. Tempus
4. Aktion
5. En Rak Linje
Ocena: +6/10