Gateway – Gateway
(10 marca 2016, napisał: Paweł Denys)

Gateway do tej pory był mi zupełnie nieznany. W sumie nie powinno mnie to wcale dziwić, bo też twór to stosunkowo świeży, a album noszący nazwę taką samą jak projekt jest dopiero pierwszym długograje w karierze. Nie ubolewam jednak nad faktem, że nie znam demówki i wszystkiego, co wyszło spod paluchów niejakiego Robina van Oyen’a, który jest jedynym członkiem Gateway. Nie, nie dlatego, że jest dramatycznie słabo, bo nie jest, ale też daleki byłbym od stwierdzenia, że oto ma przed sobą album, który jest w stanie przyciągnąć mnie do siebie na dłużej niż chwilę. Połączenie death i doom metalu nie jest oczywiście dla mnie muzyką nie do przyjęcia, ale też bardzo trudno jest tu wymyślić coś nowego, co okaże się muzyką potrafiącą choćby solidnie sponiewierać. „Gateway” z pewnością nie jest takim albumem. Jest co najwyżej średni, ma kilka ciekawych momentów, ale na dłuższą metę okazuje się po prostu nudy. W zasadzie wszystko jest tu na wierzchu i już po pierwszym przesłuchaniu będziecie mogli stwierdzić, że znacie ten album na wylot. Nie ma tu ukrytych żadnych smaczków, nie ma drugiego dna. Już od pierwszych dźwięków van Oyen pokazuje nam z czym będziemy mieli tu do czynienia. Raczej bez problemów zgadniecie, co się za chwilkę wydarzy, jaki riff lub rytm się pojawi. Zdaję sobie sprawę, że są maniacy takich dźwięków, oni też łykną ten album bez popitki, ale ja do nich nie należę. Za mało na „Gateway” dobrej muzyki, za mało zaskoczeń czy choćby jakichś urozmaiceń, a za dużo nudy po prostu. Męczy mnie zawartość tej płyty, zmusza powieki do opadania i tak naprawdę trudno było mi je podnieść podczas konsumpcji całości. Może teraz trochę przesadzam, ale z powodu zaledwie kilku fragmentów nie napiszę, że jest dobrze, że warto się tym zainteresować. Wyraźnie słychać, że jest tu jakiś zamysł, jest spójna koncepcja. Pewnie ta muzyka ma wbijać w ziemię, przygniatać swoim ciężarem, ale to nie do końca się udało. Jeszcze sporo czasu upłynie zanim z tego Gateway coś ciekawego będzie, o ile w ogóle takie coś będzie miało miejsce. Nie zabierajmy jednak van Oyen’owi marzeń. Niechaj chłopina robi dalej swoje. Życzyłbym tylko sobie, jak i wszystkim tym, którzy zechcą w przyszłości sięgnąć po jego wydawnictwa, aby całość nabrała zdecydowanie wyrazistszego charakteru. Niechaj wszelkie mielizny znikną, a w ich miejsce pojawi się dobra lub bardzo dobra muzyka. Nie wiem, czy będę chciał to sprawdzać w przyszłości. Być może, ale gwarancji dać nie mogę. Mogę za to polecić ten album jedynie fanatykom obskurnego, niewyszukanego połączenia death i doom metalu. Żadnych wielkich rzeczy tu się jednak nie spodziewajcie. Na świecie jest są o wiele lepsi zawodnicy w tej kategorii wagowej. Gateway to na razie jedynie druga liga i nic więcej.
Wyd. Hellthrasher Productions, 2015
Lista utworów:
1. Prolegomenon
2. Vox Occultus
3. Kha’laam
4. Impaled
5. Corrumpert Interludium
6. Vile Temptress
7. Hollow
8. The Shores of Daruk
9. Portaclus
Ocena: 4/10
https://web.facebook.com/gatewaydeathdoom?_rdr
