Altarage – NIHL
(4 marca 2016, napisał: mielony)

Ociechuj, alem wiadro smoły wyczaił. Nie wiadomo co to za typy, poza tym, że są z Hiszpanii, a na zdjęciu stoją cztery czarne sylwetki. Łatwiej ich w ten sposób zapamiętać, bo na przekór większości, nie zasypują nas listą zmyślnych ksywek. No i ta muzyka. Trafia to do mnie z miejsca. Jest nisko, gęsto i grobowo. Stworzone po to, by wgniatać. Osiem ścian dźwięku, które mimo pozornie trudnej do przyswojenia formy, tak naprawdę nieźle wkręcają. To bardzo posępne granie, nienajgorzej skomponowane i w którym idzie się trochę porozpływać jak kawał masła na rozgrzanej patelni. Ci goście wypracowali sobie konkret styl, a do tego w jego ramach grzeją tak, jakby niewiele innego w życiu robili. Zerknijcie tylko na okładkę tego molocha. Mi się robi mokro już od łypania na nią, sroga to kreatura z niej wystaje. A jak zapuszczę sobie dźwięki zawarte na NIHL to nie ma mnie dla nikogo na te ponad pół godziny. To muzyczny duszny, przytłaczający horror przy którym, w przeciwieństwie do tych filmowych, strach zamykać oczy, bo nie wiadomo co tam też ci wyobraźnia raczy podsunąć. Precyzyjna, blastująca jatka z wysokiej półki. Jak tu nie lubić death metalu, kiedy pod nos podtykają takie dobre rzeczy? Kopię w torbę z taką siłą, że w ustach poczujesz smak swoich jajec. Nie każdy doceni debiut Altarage, nie będzie to pewnie hit podsumowań tego roku, ale dla mnie to na pewno jeden z kilku lepszych krążków początku 2016.
Wyd. Sentient Ruin, 2016
Lista utworów:
1. Drevicet
2. Womborous
3. Graehence
4. Baptism Nihl
5. Vortex Pyramid
6. Batherex
7. Altars
8. Cultus
Ocena: 8/10
