Slav – Old dark songs from the abyss
(6 lutego 2016, napisał: Pudel)

Troszkę się „bałem” tej taśmy, bowiem niektóre a konkretniej wczesne dokonania Slava miały to do siebie, że za bardzo nie dało się ich słuchać, więc te „old” w tytule mnie zaniepokoiło. Na szczęście okazuje się, że mamy tutaj trzy numery z lat 2012 – 2014 a więc z nazwijmy to „środkowego” okresu Pana S. Numery te jakimś cudem się uchowały i nie trafiły na żadne z miliona dotychczasowych wydawnictw Slav. Od razu jednak dodam, że nie można tego traktować jako jakichś odrzutów – poziom jest całkiem, całkiem, ale o tym za chwilkę. Kaseta zaczyna się… wyciem wilków, po chwili z tła wyłania się długaśny i klimatyczny „Prayer Frost”. Slav tu brzmi prawie jak Hellhammer, czy może nawet ich niemieccy epigoni – Warhammer. W dalszej części numer stopniowo przyspiesza, nabierając nieco bathorowego czy może gravelandowego kolorytu a potem jest jeszcze szybciej i strasznie chaotycznie – na szczęście po chwili znów wracają średnie tempa. Numer brzmi totalnie obskurnie, ale czytelnie – czyli do takiego grania w zasadzie idealnie. Klimatu dopełniają złowieszcze sample. Może moja wyobraźnia idzie w tym miejscu trochę za daleko, ale są tu takie jakby melancholijne a jednocześnie ciężkie fragmenty, coś co w ciężkim graniu zapoczątkowało Black Sabbath w numerach takich jak „Hand of doom”… „Prayer frost” trwa jedenaście minut i mimo zamierzonej zapewne monotonii riffów bardzo dobrze się tego słucha. Numer dwa to znów średnie tempo, hellhammerowa surowizna, brzmienie z próby, głęboka piwnica, stęchlizna i tak dalej. Szkoda, że wokal jest tak strasznie z tyłu(a gitara z przodu…) choć jak na blackowe standardy demówkowo – rehowe to jest zupełnie w porządku. Sam numer nie robi aż takiego wrażenia, takie granie na zasadzie „jammuje sobie gitarzysta z bębniarzem na próbie”, ale znów – słucha się całkiem ok. Choć jakby o półtorej minuty toto skrócić to by nie było źle(zwłaszcza, że i tak kończy się wyciszeniem). Trzeci i ostatni zarazem utwór jest w sumie bardzo podobny do drugiego, choć wydaje się być bardziej motoryczny, coś jak demówkowy Sodom? Troszkę więcej też się tu dzieje jeśli chodzi o bębny. No i jak ocenić taką pozycję? Nie czarujmy się – jakby taki materiał nie ujrzał światła dziennego to by się świat nie zawalił. Pewne ekhm, „rozwiązania aranżacyjne” powodują chęć złapania się za głowę, dla wielu nadal brzmienie będzie nie do przejścia. Ale co ja na to poradzę, że o wiele lepiej słucha mi się takiej kasety Slava niż jakiegoś świetnie zagranego, równiutkiego i poukładanego metalcora czy technicznego death metalu. Używając piłkarskiej terminologii to Slava umieściłbym gdzieś w okolicach okręgówki. To nie ten poziom co solidna druga czy trzecia liga, ale często na meczach takiej klasy rozgrywkowej jest o wiele ciekawiej niż na takim niby profesjonalnym ale jednak biednym poziomie. Tutaj jest chamówa, lekka bida, ale ma to w sobie spooooro uroku.
Wyd. Werewolf promotion, 2015
lista utworów:
1. Prayer Frost
2. Nocny Marsz
3. From the darkness
Ocena: +6/10
