Solacide – The Finish Line
(5 lutego 2016, napisał: mielony)

Na szrota nie nadającego się do słuchania można trafić niezależnie od tego, czy jest to po prostu black (lub death) metal czy też jego odmiana z dopiskiem „melodic” lub „progressive”. Za pierwszego pełniaka Finów z Solacide złapałem w ciemno. Jak wydaniem zajęła się polska Via Nocturna, to liczyłem na to, że decyzja wydania tego płyciwka nie była dziełem przypadku. Dzięki temu zyskałem właśnie kawał srogiego materiału, którego to odsłuch zdecydowanie należy do przyjemnych i przyjaznych dla ucha. Zło i potępienie niesione za sprawą gęstych blackowych riffów uzupełniane tu jest lżejszymi partiami, a razem tworzą one zbalansowaną całość, która nie wzbudza uczucia żenady czy innej załamki. Bawią się tu te północne łobuzy tempami i nastrojami, dzięki czemu raz na moim ryju maluje się błogość, a zaraz po niej zaciskam zębiska mocno wczuty w rozpętane właśnie piekło. Zresztą, cholera, to Finowie, a tam na północy o melodyjnym graniu wiedza jest spora. Jak się dorzuci do tego fakt, że grajki z Solacide są doświadczonymi instrumentalistami z niejedną płytą w innych kapelach na swoim koncie, to oczekiwać można tylko mocnej i porządnej jazdy. Ja się przejechałem bez żalu, pochłaniałem te kilka dłuższych utworów jeden za drugim, a że wykonanie, brzmienie i pomysły na dźwięki to tutaj prawdziwa profeska, to nie mogło być inaczej. Miejscami chłopaki w ogóle nieźle pozamiatali, aż dech mi się zdarzało wstrzymać, a nie jest to łatwa sztuka, by taką reakcję wywołać. The Finish Line to album, który pokazał mi, że w tym już dość zapomnianym przeze mnie stylu tak naprawdę dalej powstają ciekawe i absorbujące dziełka. Szacuneczek dla mordeczek.
Wyd. Via Nocturna, 2016
Lista utworów:
1. Of Wolf and Lamb
2. Disgust
3. Dreamless
4. Void
5. The Maze
6. Self-Proclaimed None
7. Grey
8. The Finish Line
Ocena: +8/10
