Stormy Atmosphere – Pent Letters
(14 stycznia 2016, napisał: Pudel)
Bardzo lubię rock progresywny. Po dziś dzień zachwycam się pomysłami King Crimson czy Yes, wzrusza mnie Genesis, odlatuję przy SBB, podziwiam kunszt muzyków tworzących ELP. Że już nie wspomnę o całej masie mniej znanych kapel ze złotego okresu tej muzyki. I tak jak uwielbiam ten styl, tak śmiem twierdzić, że jakieś pi razy drzwi 30 lat temu coś się mocno w nim brzydko mówiąc spierdoliło. A już łączenie prog rocka z heavy metalem, które w teorii powinno działać idealnie przeważnie powoduje u mnie mocny ból zębów. Pisze o tym wszystkim dlatego, że izraelski zespół Stormy Atmosphere gra właśnie progresywny metal i trochę się ich drugiej płyty bałem. Jak się miało okazać – słusznie. Na pierwszy rzut ucha wszystko tutaj jest cacy – super brzmienie, niezłe riffy, klimatyczne intro… niestety im dalej w las, tym gorzej. Podstawowy zarzut – muzycy za przeproszeniem nasrali tutaj wszystkiego zdecydowanie za dużo. Utwory nawet nie są jakoś przesadnie długie, ale jeśli chodzi o klimat mamy tutaj skoki kompletnie od Sasa do Lasa, raz typowy prog, za chwilę hard rockowe fragmenty, przejścia w musicalowo – rock-operowe klimaty(wypadające jeszcze chyba najlepiej!) tylko po to by za chwilkę popaść w odmęty gimnazjalnego mroku rodem z „gothic metalowych” płyt sprzed 15 lat. No ni cholery się to kupy nie trzyma, zlewa się wszystko w jedno, inwencja kompozytorska ogranicza się do zabiegów typu „wolno – szybko – wolno” i wspomnianych wcześniej skoków klimatu. Dodatkowo mamy tutaj dwa wokale – mocny męski i „operowy” kobiecy, które nie dość że kompletnie nie pasują do siebie brzmieniowo to jeszcze aranżował te partie chyba ktoś mocno głuchawy. Oczywiście całość musi trwać 71 minut, bo po co krócej. Niby jakiś poziom toto trzyma, ale męczy i nudzi. Pewnie fani Drim tijejter czy innego Evergrey(o, właśnie, pan z tego zespołu tu śpiewa gościnnie w jednym numerze, super, nie?) spojrzeliby na ten album łaskawszym okiem, dla mnie takie granie to zwulgaryzowana, niezamierzona parodia wspaniałej muzyki jaką potrafi być prog rock tworzony przez albo lepszych muzyków i kompozytorów, albo bez takiego kija w dupie jaki tutaj z każdego dźwięku wręcz zionie. Może trochę przesadzam, bo płytka niby jest poprawna i tak dalej, ale po prostu nie wyobrażam sobie żebym kiedykolwiek po popełnieniu tej recenzji do tego materiału dla przyjemności wrócił.
Wyd. Total Metal/Metal Scrap, 2015
Lista utworów:
1. Afterlight
2. The Way Home
3. First Day
4. Science Fiction
5. First Year
6. Historical Adventure
7. Hour
8. The Menippeah
9. While
10. Suspense
11. Gothic Dread
12. Decennary
13. Tragic Play
14. Outcome
15. Time
Ocena: -4/10