STURMOVIK – Destination Nowhere
(4 stycznia 2016, napisał: Paweł Denys)

W Białymstoku to chyba cierpią na nadmiar wolnego czasu. Sturmovik to zespół założony przez muzyków znanych m.in. z The Dead Goats i Neuropathia, a więc ludzi, którzy raczej nie narzekają na brak zajęcia. Pomimo tego znaleźli czas, aby wcielić w życie kolejne marzenie i pobawić się graniem muzyki d-beat/crust. Mogę tylko przyklasnąć takiemu pomysłowi, bo też nie od dziś wiadomo, że ci panowie akurat na takich dźwiękach się znają, a więc niemal w ciemno można było zakładać, że lipy nikt tu nie odwali. Tak też właśnie się stało. Efektem tego jest płyta, która potrafi pobudzić wszystkie członki do nerwowych podrygów, jak również dostarczyć niesamowitej ilości energii. Tego właśnie oczekuję po tego typu płytach, bo też nie zamierzam tutaj udowadniać, że chodzi tu o coś innego. Tu nie liczą się fajerwerki, wywijasy na gitarach, połamane metrum itp. szmery bajery. Prostota jest tutaj siłą sprawczą, ale sami doskonale wiecie, że grać takie dźwięki po prostu trzeba umieć. Tutaj żadna ściema nie przejdzie, bo zostanie natychmiast wychwycona, a sami sprawcy takiego hochsztaplerstwa mogliby natychmiast zwijać manatki. Na całe szczęście na „Destination Nowhere” z czymś takim nie mamy do czynienia. Pełno tu zawadiackich rzeczy, które może i nie są nic a nic oryginalne, ale za to ja w towarzystwie tych piosenek bawię się znakomicie. Coś czuję, że nie inaczej było w przypadku samego Sturmovik’a podczas nagrywania debiutu. Pełno tu luzu, niewymuszonej przebojowości i charakteru, który taka muzyka bezwzględnie musi posiadać, aby nie stać się przypadkiem bez jajeczną papką. Te czynniki sprawiają, że słucha się ten płyty jednym tchem i wcale nie trzeba się zmuszać, żeby posłuchać jej kilka razy pod rząd, a przy okazji świetnie się przy tym bawić. Może i jest to granie na jedno kopyto. Może nie ma tu ani grama oryginalności. Życzę jednak każdemu nowo powstałemu zespołowi, aby umiał z taką werwą odgrywać z pozoru oklepane patenty. W sumie nie spodziewałem się tutaj żadnych innowatorskich rzeczy, a więc nie ma we mnie rozczarowania zawartością debiutu tych nicponi. Mógłbym się jedynie przyczepić do długości niektórych kawałków. Tu aż się prosi o krótkie strzały zwalające z nóg niczym ciosy Tyson’a w najlepszych latach. Niepotrzebnie czasami panowie przedłużają utwory, ale to tylko dowodzi, że mają całkiem sporo do powiedzenia w tej stylistyce, którą zdecydowali się grać. Na pewno jest to kwestia do poprawy w przyszłości lub chociaż poważnego przemyślenia. Nie będę jednak teraz się tym zamartwiał. Na to przyjdzie czas, gdy ukaże się kolejne wydawnictwo. Teraz włączam „Destination Nowhere” i niechaj sąsiedzi słuchają wzorowo napisanej i odegranej rozrywkowej muzyki. Z małym zastrzeżeniem. Termin „rozrywkowa muzyka” nie ma absolutnie być obraźliwy.
Wyd. Selfmadegod Records, 2015
Lista utworów:
1. Matters Not
2. Saint of Chains
3. Bad Sons, Bad Earth
4. Mental Uprising
5. Beware of The Unfaith
6. Downbeat Ending
7. Trial By Fire
8. Head of a Family
9. Choosing Death
Ocena: 8/10
https://web.facebook.com/sturmovikpunk/?fref=ts
