PYRRHON – Growth Without End
(18 listopada 2015, napisał: Paweł Denys)
Nowe wydawnictwo Pyrrhon, to zaledwie 14 minut muzyki, ale od razu na samym początku uprzedzę was, że to nie oznacza wcale, że będzie łatwo. Absolutnie nie będzie, ale też nie każdy powinien się z nową propozycją zespołu próbować. Nie jest to muzyka dla każdego. Gdzieś w czeluściach internetu można znaleźć, że muzyka tego zespołu jest określana mianem technicznego death metalu. Śmiem się jednak z tym nie zgodzić. Za dużo tu przeróżnych elementów, które z death metalem nie mają za wiele wspólnego. Może gdzieś tu się czai trochę tego gatunku metalowej młócki, ale nie jest on na pewno wiodącą siłą na tym wydawnictwie. Przede wszystkim propozycja Pyrrhon pozbawiona jest tradycyjnie pojmowanego riffu. Twardogłowi metalowcy będą więc mieć z materiałem nie lada problem, ale też nie mam żadnych wątpliwości, że nie do nich ta muzyka jest adresowana. Pyrrhon gra dla ludzi, którzy lubują się w chorych, zwichrowanych i powyginanych w przeróżne strony dźwiękach. Wszystko to jest bardzo nerwowe, poszarpane i przeżarte kwasem, który pali niemal w każdej sekundzie. Ot, weźmy choćby pod uwagę zamykający całość kawałek „Turing’s Revenge”. Czy to na pewno grają zupełnie zdrowi na umyśle ludzie? Wątpię. Te chore odjazdy mogę spowodować drgawki. Nie jest to jakoś mega brutalne, ale potrafi sprawić ból niejednokrotnie większy niż ten serwowany przez chcące uchodzić za najbrutalniejsze załogi metalowe. Wcześniej wcale nie jest lżej. Pełno tu pokręconych rzeczy. Rzeczy, które są w stanie solidnie poobijać, ale jednocześnie nawarstwić w bani mnóstwo pytań. Rzecz w tym, że nie dostaniecie żadnej gotowej i prostej odpowiedzi. Trzeba się z tymi dźwiękami oswoić, wgryźć się w nie, a wtedy być może dostaniecie olśnienia. Lekko jednak nie będzie, ale dzięki temu wygrana będzie lepiej smakować. Każdy instrument gra tu nieliche rzeczy. Wydaje się wręcz, że za sekundę się to wszystko rozleci, ale jakimś cudem udaje się zespołowi całość utrzymać w ryzach. Są to ryzy solidne, stanowiące podstawę do poszukiwań, a tych jest tu niemało. Praktycznie nie da się stwierdzić jaki gatunek odgrywa tu główną rolę. W moich uszach stanowi to mocny punkt zespołu. Trzeba jednak mieć dzień, aby się z tym krótkim albumem zmierzyć. Nie zawsze ta skondensowana dawka hałasu zostanie zaakceptowana. Jednak, gdy nadejdzie jej czas, a wam starczy sił na długie chwile w towarzystwie „Growth Without End”, to wsiąkniecie bez reszty. Pyrrhon jest zespołem poszukującym, nie bojącym się zapuszczać w nowe rejony i wyciągać z nich coś dla siebie. Są coraz bliżej formuły doskonałej, ale mam nadzieję, że jeszcze sporo wydawnictw wysokiej jakości nam zaserwują. Stać ich na to, jak jasna cholera. Wy tymczasem zapoznajcie się z „Growth Without End” tylko najsampierw się solidnie ubezpieczcie zanim wejdziecie do ringu z tym materiałem.
Wyd. Selfmadegod Records, 2015
Lista utworów:
1. Cancer Mantra
2. Forget Yourself
3. The Mass
4. Viral Content
5. Turing’s Revenge
Ocena: 8/10
https://web.facebook.com/pyrrhonband