Deathcrusher Tour 2015 – Carcass, Obituary, Napalm Death, Voivod, Herod

(18 listopada 2015, napisał: Paweł Denys)


Data wydarzenia: 12.11.2015


Deathcrusher Tour 2015 – Carcass, Obituary, Napalm Death, Voivod, Herod

Wyjazd na ten koncert nie był jednym z wielu. Po pierwsze na jednej scenie, w jednym czasie nadarzyła się okazja zobaczyć cztery legendy metalowego grania, a po drugie koncert ten przypadał na dzień moich urodzin, a więc sami rozumiecie, że to nie mógł być taki sobie wyjazd, i nie był. Bilet na wydarzenie zakupiłem już w czerwcu. Potem zostało tylko nerwowe oczekiwanie i kombinacja, aby wszystko się dobrze ułożyło. Planowanie niemal do ostatniego dnia było w toku, ale koniec końcem wyszło tak jak wyjść powinno. Nie będę was zanudzał około koncertowymi pierdołami, takimi jak droga dojazdu i to co działo się w ten dzień przed wejściem do klubu. Kto ma wiedzieć ten wie, a reszta niechaj żyje w niewiedzy. Zaskoczyło mnie jednak to, że jak dotarłem do Progresji, to nie było jakiejś wielkiej kolejki przed wejściem. Fakt, z czasem to uległo zmianie, ale efekt zaskoczenia tym faktem pozostał. Tak na moje oko, to ludzi było podczas całego wydarzenia coś około tysiąca, ale też dokładnie ich nie przeliczyłem, a więc ręki w łokciu nie dam sobie za to uciąć.

 

 

Jako rozgrzewacz zaprezentował się Herod. Nie napiszę jednak o ich występie za wiele, bo raz, że się nie skupiałem na ich scenicznych popisać, a dwa ich muzyka mnie tego dnia, i nie tylko tego, średnio obchodziła. Parę osób, no może trochę więcej niż parę, pod sceną było, a więc wnioskuję, że ktoś na nich przyszedł. Dwadzieścia minut szybciutko zleciało. Został jeszcze czas na ćmika i marsz pod scenę.

Voivod. Czekałem na ich koncert pełen pytań. Mogło być zajebiście albo do dupy. Innej opcji nie brałem nawet pod uwagę. Z płyt mogę tego ansamblu słuchać na okrągło, ale jak powszechnie wiadomo płyty to jedno, a muzyka wykonywana na żywo, to zupełnie inna bajka. Było jednak doskonale. No, może trochę za krótko, ale takie tą są warunki na trasach, gdzie gra więcej niż dwie-trzy kapele. Zespół był w znakomitej formie, energia wprost rozsadzała muzyków, a i ludzie pod sceną nie pozostawali dłużni. Sam poleciałem pod nią jak opętany i byłem w transie. Ze sceny poleciały kawałki zarówno z lat 80-tych, jak i z ostatniego albumu. To po prostu musiało się podobać i podobało. Zgranie, bardzo dobry kontakt z publiką i przez czterdzieści minut iskry lecące ze sceny. Wszystko zagrane na poziomie niedostępnym dla maluczkich. Voivod udowodnił, że jest legendą przez duże L, ale legendą, która wciąż ma wiele dobrego do zaoferowania. Oby czym szybciej ponownie zawitali do Polski, a wtedy pakuję się i zapierdzielam na ich show. Klasa!

Napalm Death. W repertuarze nie było „You Suffer”, a to spore niedopatrzenie. Sam koncercik natomiast był taki sobie. Trochę doskwierało brzmienie, co odbiło się na selektywności. Zamiast więc skupiać się na całości koncertu, starałem się wyłapywać co smaczniejsze kąski z repertuaru ND. Odniosłem wrażenie, że gitara to przez cały koncert nie grało tak jak powinna. Nie wiem czyja to wina, ale ten fakt nie pozwolił mi być w pełni zadowolonym. Fakt, panowie są w niezłej formie, nie oszczędzają się na scenie, a Barney to biega jak poparzony, ale ewidentnie ten koncert nie był ich najmocniejszym. Mógłby też Barney mniej gadać, ale tego to już raczej nikt nie da rady zmienić. Reasumując, fajnie było zobaczyć ich ponownie na żywo, ale szału nie odnotowałem. Trochę szkoda.

Obituary. Nie mam żadnych pytań. To był koncert, który zrywał skalp, ale też niczego innego się nie spodziewałem. Wyraźnie było słychać, że zespół po wydaniu naprawdę dobrej płyty („Inked In Blood”) złapał wiatr w żagle. Szaleństwo rozgrywało się niemal w każdym kącie sali koncertowej, a sami muzycy tylko dolewali oliwy do ognia. Nieważne czy grali rzeczy nowe („Visions In My Head”), czy starsze („Bloodsoaked”) i tak wszystko rozpierdalali w drobny mak. Znakomita praca gitarowych, perkusji, a i bas dokładał swoje trzy grosze do miażdżenia ludzi pod sceną. Osobną laurkę trzeba wystawić panu John’owi Tardy. Ten facet jest niezniszczalny. Jego wokal jak był tak jest jedyny w swoim rodzaju. Przez te wszystkie lata nic a nic nie stracił na sile. Mógłby nim zabijać i coś czuję, że byłby mocno skuteczny w tym procederze. Oczywiście, że koncert był za krótki, ale co zrobisz jak nic nie zrobisz? Zakończyli „Slowly We Rot” i już piękniej być nie mogło. Niechaj gra nam Obituary jak najdłużej jeśli mają tylko zamiar utrzymywać tak wysoką formę, jaką zaprezentowali tego wieczora w Progresji. Czapki z głów i głęboki pokłon.

Carcass. Nie pierwszy raz ich na żywo widziałem. Mniej więcej wiedziałem czego mogę się spodziewać. Nie padłem jednak na kolana. Sam nie wiem, co mi nie pasowało, ale odniosłem wrażenie, że zespół zagrał zbyt rutyniarsko. Może to zmęczenie, a może co innego, ale faktem jest, że to nie był najlepszy koncert tego wieczora, za to na pewno był najdłuższy. W końcu gwiazda i główny rozdający podczas trasy. Słychać było, że panowie są dobrze, a nawet bardzo dobrze, zgrani, ale to trochę za mało. Do repertuaru nie będę się czepiał, bo był dobrany bardzo dobrze, ale niestety wykonanie całości, w mojej opinii, pozostawiało trochę do życzenia. Bardzo duża część publiki nie podzielała jednak mojego zdania i bawiła się w najlepsze, co mnie zresztą nie dziwi, bo Carcass ma w zanadrzu całe morze znakomicie nadających się na koncerty kawałków. Nieistotne jest, czy mowa tu o rzeczach starszych, czy też tych z nowego albumu. Każdy z nich potrafi na żywo zrobić kuku. Mi jednak ten koncert oczekiwanego kuku nie zrobił, ale w sumie ocenić muszę go na plus. Taki mały, ale jednak. Im dłużej trwała sceniczna prezentacja zespołu, tym mocniej zmęczenia zaczynało brać górę. Ewakuowałem się więc przed klub i tam sobie spokojnie doczekałem do końcowego gwizdka.

Podsumuję całość krótko. Warto było być na tym koncercie, a kto stwierdził inaczej i się do Progresji nie wybrał może jedynie żałować. Taka okazja pewnie się za szybko nie powtórzy o ile się w ogóle powtórzy. Dwa zajebiste koncerty, dwa trochę gorsze, ale to i tak był poziom nieosiągalny dla wielu innych kapel. Legendy dały radę. Nie trzeba było nawet wsłuchiwać się w rozmowy rozentuzjazmowanego tłumu udającego się do swoich domostw po skończeniu przedstawienia.

 

divider

polecamy

Pincer Consortium – Geminus Schism Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear
divider

imprezy

Tribute To Seattle – 13. edycja grunge’owego hołdu w Gdyni Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Dosgamos w Krakowie – groove metal prosto z Włoch Drown My Day i Awakening Sun w Krakowie – I Am More 2025 Tour Forever Nu! Festival 2025 – hołd dla legend nu metalu w Krakowie Kierunek: Północ – Taake i goście na trzech koncertach w Polsce Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń EXEGI MONUMENTUM tour Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty