Opeth – Damnation
(28 marca 2005, napisał: Majesty)
Zatrzymanie. Tak możnaby okreslić "Damnation" – jedyną w swoim rodzaju płytę Opeth, znanego z łączenia ekstremalnych brzmień z lirycznymi dźwiękami. Na "potępieniu" nie ma tego pierwszego składnika ich muzyki. Od pierwszej do czterdziestej czwartej minuty krążek wypełniony jest nostalgicznymi, melodyjnymi utworami o balladowym charakterze, a całość owiewa lekko depresyjny klimat. Dużo akustycznych gitar, słabo wyeksponowana perkusja. Akerfeldt czystymi wokalami pokazuje wysoką klasę. Odczuwalne jest działanie producenta, Stevena Wilsona (lider Porcupine Tree) – niektóre fragmenty "Damnation" z powodzeniem mogłyby znaleźć się na którejś z płyt Jeżozwierzów. Słychać też inspirację rockiem progresywnym z lat 70. Nie znajdziemy jednak kilkunastominutowych kompzycji, wszystko z małymi wyjątkami mieści się w granicach 5-6 minut. Nie ma "wypełniaczy", poziom utworów jest podobny – dość wysoki. Opeth pokazał, że balladowe kompozycje można zagrać ciekawie. Co prawda nie jest to już tak tak odkrywcze, jak ich poprzednie płyty, ale dalszym ciągu to udany eksperyment z lżejszymi, melodyjniejszymi dźwiękami. Czasem pojawiają się bardziej rockowe akcenty, ale to bardziej podkreśla melancholijny charakter płyty niż dodaje ciężaru do brzmienia. Nagranie "Damnation" było dla zespołu przedsięwzięciem ryzykownym, poprzez odcięcie się od cięższego grania płyta może nie zyskać zwolenników spośród fanów poprzednich nagrań. Spodoba się za to tym, którzy raczej nie sięgnęliby po któryś z poprzednich albumów. Obiektywnie rzecz biorąc, "Damnation" to dobra płyta z ośmioma pozostającymi w pamięci na długo utworami, których warto posłuchać w przerwie, gdzieś między "Blackwater Park" a "Deliverance".
Lista utworóó
1. Windowpane
2. In My Time Of Need
3. Death Whispered A Lullaby
4. Closure
5. Hope Leaves
6. To Rid The Disease
7. Ending Credits
8. Weakness
Ocena: 8+/10