Thaw – St. Phenome Alley
(16 września 2015, napisał: mielony)

Na pierwszy dzień października tego roku przewidziana została premiera nowego-starego (bo nagranego w 2013 roku) wydawnictwa Thaw, które to ukaże się, no patrzcie, na kasecie, a jak ktoś nie ma jak tego odpalić, to i mp3/flac będzie do kupienia. Ale że już streamu można posłuchać, a mi się na wydanie cyfrowe czekać nie chce, to sprawdziłem ten materiał już teraz. Koncept jest świetny. Dwa długie kawałki, każdy trwający ponad 20 minut, a dźwięki w nich zawarte to ambienty/drony wywołujące silną gęsią skórkę. Minimalistyczna improwizacja, przy której o uczucie niepokoju nietrudno. Niesamowita odmiana na polskim poletku po zalewie udanych death/blackmetalowych albumów, jakie pojawiły się w tym roku. Coś w sam raz do posłuchania w trakcie jesiennej szarówki, jaka zapewnie niedługo nas czeka. Niemniej, na wrześniowe popołudnie też się to zakręcone słuchowisko nadaje, co niniejszym uskuteczniam, a banan z ryja mi nie schodzi. A to wszystko dlatego, że słucha mi się tego dziwactwa naprawdę dobrze. Symboliczna gra perkusji, gitarowe buczenie, a wszystko to splecione wszelkimi innymi hałasami tworzą razem rzecz wyjątkową. Fajnie, że kapela regularnie od paru lat o sobie przypomina, dogaduje się z różnymi wytwórenkami i rzuca nam co jakiś czas małe co nieco na pożarcie, nie trzymając się przy tym jednej konwencji. Tym razem, podobnie jak na splicie z Echoes of Yul, padło na coś wolnego i panicznego. Warto, szczególnie gdy ktoś szuka mocnych wrażeń nie tylko w szybkim, ciężkim, metalowym graniu.
Wyd. Unquiet Records, 2015
Lista utworów:
1. n/a/k
2. p/m/g
Ocena: 9/10
