GALLILEOUS – VOODOOM PROTONAUTS
(1 sierpnia 2015, napisał: Przem "Possessed")

Muszę się przyznać, że nazwa Gallileous przewijała mi się od lat, lecz nigdy jakoś nie miałem okazji posłuchać muzyki, którą ten zespół gra, a że zespół to niemłody, bo założony w 1990 roku, tym bardziej mi wstyd. Sytuacja ta zmieniła się, gdy dostałem promo ich najnowszego albumu. Nastawiony byłem na muzykę w klimacie funeral doom, lecz .. no właśnie. Zespół przez lata ewoluował i teraz w tym co grają można dostrzec całą masę różnych wpływów od rocka z lat 60-70tych, przez stoner itd. Lecz wszystko to są dodatki do bazy, którą w ich muzyce wciąż pozostaje doom metal. Oczywiście nie mam tu na myśli doom’u z gatunku tego ciężkiego wymieszanego z death metalem, lecz tego bardziej rdzennego jak Black Sabbath,. A wypadkową tych wszystkich fascynacji Gallileous jest album „Voodoom Protonauts” i mimo, że jestem starym fanem dużo cięższego grania, to zostałem znokautowany tym albumem.
Kosmiczne dźwięki rozpoczynają „A Daub”. Po chwili dołącza do nich gitara schowana gdzieś w tle. Nagle pojawia się perkusja, stonowana, idealnie wyważona, praca basu wychodzi na pierwszy plan i pojawia się ponownie gitara… jej dźwięki czarują słuchacza, są niczym soft jazz, riff płynie w tle , a druga gitara oczarowuje i… wchodzą organy jako pełnoprawny instrument, to że budują nastrój, to jedno, lecz przede wszystkim grają odpowiednio do utworu. Tempo zmienia się, przechodzi w nieco szybsze, rytmiczne i zwalnia do średniego, gitary genialnie ze sobą współpracują, a wokal z jakimś odhumanizowanym efektem świetnie dopasowuje się do swojej roli. W kwestii pracy gitar ciężko napisać coś mądrego, bo ich praca zmienia się nieustannie i miesza mi w głowie, a równocześnie wspaniale uzupełnia się z klawiszami, a do tego ta perkusja i jej nierytmiczne taktowanie i ten bas w tle !!! Nagle muzyka zwalnia i powoli się wycisza, lecz po chwili już otrzymujemy „Yeti Scalp”. Klawisze wywołują klimat niczym u Niemena, lecz gdy wchodzi reszta instrumentów, to ciężko powiedzieć co się dzieje, gitary grają piękne dźwięki, bas pomrukuje doskonale słyszalny i wszystko toczy się w średnim tempie, riff się zmienia, melodia przesiąka z tych dźwięków i zachwyca takich wariatów jak ja. Wokal wciąż śpiewa z efektem, czasem wchodzi w wysokie rejestry i robi to nad wyraz sprawnie, jeszcze przeszkadzajka gitarowa w stylu Black Sabbath i klawisze uzupełniają dźwięki bardziej klasycznych instrumentów, a to co dzieje się w warstwie perkusyjnej idealnie uzupełnia utwór. Zmiana riffu ciągnie za sobą, zmianę tempa na nieco szybsze i teraz keyboard ma pełne pole do popisu, a dźwięki jakie generuje to coś pięknego i idealnie współgrającego z tym co gra gitara prowadząca. Słuchając tego wszystkiego wciąż nie mogę wyjść z oszołomienia, bo to nie tylko świetna i przemyślana muzyka, lecz w dodatku niesamowicie melodyjna i chwytliwa, a nie ważne jak często bym jej słuchał, wciąż dostrzegam inne jej wymiary, nowe smaczki. I mimo że tej muzyce bliżej do stoner rocka niż metalu, to cała masa rozwiązań muzycznych nawiązuje zdecydowanie do jazzu. I tak dochodzimy do tytułowego utworu „Voodoom Protonauts” … kolejny raz otrzymujemy kosmos dźwiękowy, w który wbija się rytmiczna perkusja i nagle pojawia się gitara, która idealnie trafia w moje gusta. Pamiętacie może film Jarmusch’a „Truposz” ? Tam soundrack to utwory Neil’a Young’a i gitara w tym utworze przypomina mi te dźwięki, co jest dla mnie ogromnym plusem, nagle praca perkusji komplikuje się, bardzo zagęszcza, a w tle słyszymy te genialne klawisze i świetny wokal. Gitary grają post rockowo, a na pewno bardzo ciekawie, głowa sama wręcz buja się przy tej muzyce. A przy okazji praca basu jest bardzo wyrazista. Riff zmienia się, lecz nie klimat muzyki, całość nieznacznie przyspiesza, dźwięki zapętają się na chwilę, po której każdy z instrumentów zaczyna grać w inny sposób, dźwięki zagęszczają się i sprawia to wrażenie, że muzyce zebrali się na Jam Session, a że wychodzi im to genialnie to inna sprawa. W końcu wracamy do refrenu i sposób gry perkusji zabija… każdy dźwięk zwalnia, wokal staje się teraz pierwszoplanowy, lecz gdy milknie gitara prowadząca wychodzi na pierwszy plan, a perkusja gra w sposób typowy dla jazzu. Jeszcze odjechane dźwięki na koniec i już rozpoczyna się „The Green Fairy”. W pierwszej kolejności odzywają się organy, w które wbija się perkusja gęsto pracując na talerzach i gitara z ciekawym riffem. Nagle pozostajemy z sama perkusją, keyboardem i basem, wokal monotonnie śpiewa, a wrażenie jest bardzo doomowe, w końcu włącza się gitara, która gra bardzo ciekawie i przechodzimy do refrenu, gdzie melodia zachwyca stylem niczym na dwójce czy trójce Cathedral, klimat nagle zmienia się, dźwięki przechodzą w tonację molową i nastrój staje się niepokojący. Nagle muzyka zwalnia, perkusja gra rytmicznie, lecz za to gitary odgrywają niesamowicie swoje dźwięki i wracamy do melodyjnego refrenu. Kolejny raz gitara prowadząca wychodzi do przodu, a solówka jaką prezentuje to mistrzostwo świata, a gwoli ścisłości słyszymy trzy gitary, rytmiczną i solową i jeszcze trzecią która zbliżona jest do solowej i gra bardzo gęste pojedyncze dźwięki. Lecz już rozpoczyna się „Brand New Kosmos”. Tym razem zaczynamy od pięknej pracy basu wspartej równomierną grą perkusji, w te dźwięki zakrada się gitara, pojawia się co jakiś czas i nastrój jest niesamowity, dołujący, tempo jest niespieszne, po chwili dźwięki gitary zaczynają dominować, a to co ona gra … cóż ciężko to opisać słowami, tego trzeba posłuchać. Wracamy do dźwięków rozpoczynających utwór i ciężki walec przetacza się nad naszymi głowami, i nie jest to startujący odrzutowiec, to bombowiec powoli kołujący do startu. Po chwili w tym samym tempie gitara solowa, zaczyna swoje wariacje. Kolejnym zaskoczeniem są kolejne dźwięki gitary, które poprzedzają zwrotkę, a muzyka uwodzi słuchacza delikatna i ciężką melodią. Nagle pojawiają się jakieś bliżej nieznane mi dźwięki perkusyjne, a reszta instrumentów zapętla się na chwilę, by wrócić do bardziej gitarowego grania, wspaniale wspieranego dźwiękami klawiszy. „Omen Of Death” to już ostatni utwór na tym albumie, Tutaj linię melodyjną prowadzą klawisze i gitara, a melodia jest piękna, po chwili przechodzi w Black Sabbathową stylistykę podaną w klimacie rocka z lat 60-70tych, gdy pojawia się wokal, gitara solowa schodzi gdzieś na drugi plan, by po chwili zacząć swoje wariacje, które idealnie wspiera keyboard,. Nawet w refrenie gdzie wydawałoby się, że muzyka popłynie w dość typowy sposób, gitary w tle wyczyniają istne cuda, które są miodem dla moich uszu. A później jest już tylko lepiej i wracamy do refrenu, a pasaże gitarowe ciągną się wciąż, i wciąż, aż do końca utworu, który po chwilowym zwolnieniu przyspiesza w kakofonię dźwięków.
Muzyka Gallileous na dzień dzisiejszy raczej mało ma wspólnego z szeroko pojętym metalem, lecz z niego się wywodzi, co słychać na każdym kroku, lecz jest to post metal podany w bardzo nietypowej formie jak na dzisiejsze czasy. Nie wiem, może nie znam się, może nie siedzę w tych rejonach muzycznych i nie mam pojęcia o takiej scenie, lecz dla mnie to co zaprezentował Gallileous na „Voodoom Protonauts” to jebane mistrzostwo świata i muzyka nie podobna do niczego co się teraz dzieje w polskim metalowym światku. Tym bardziej trafia to do mnie. Inna sprawa, że muzycy to istni wirtuozi swoich instrumentów, lecz pierwsze co się rzuca w uszy, to fakt, że dla nich kompozycja, melodia i odpowiedni klimat to podstawa ich utworów, a wszelkie popisy muzyczne są gdzieś w tle tego wszystkiego jako ozdobnik, jako coś co sprawia, że wracając do tego albumu wciąż odkrywamy w nim drugie dno, raz za razem. Pisać i zachwycać nad tą muzyką mógłbym się jeszcze długo, lecz nie to jest sednem sprawy. Każdy kto doczytał moją recenzję do tego momentu już wie czy sięgnie po ten album, czy nie. Jeśli tak, to nie ma tu już o czym pisać, jeśli nie, tym bardziej. A ja wciąż nie mogę się uwolnić od dźwięków „Voodoom Protonauts” i wcale mnie to nie martwi.
Wyd. Epidemie Records, 2014
Lista utworów:
- A Daub
- Yeti Scalp
- Voodoom Protonauts
- The Green Fairy
- Brand New Kosmos
- Omen Of Death
Ocena 10/ 10
https://gallileous.bandcamp.com/
https://www.facebook.com/gallileous
