ECTOVOID – Dark Abstraction
(16 lipca 2015, napisał: Paweł Denys)
Debiut Ectovoid do dziś robi na mnie spore wrażenie, choć muszę przyznać, że z czasem mój entuzjazm związany z tym albumem trochę opadł. Ucieszyłem się więc, gdy dotarł do mnie nowy album załogi ze Stanów Zjednoczonych. Liczyłem na porządną dawkę old schoolowego death metalu w najlepszym wydaniu. Nie przeliczyłem się, oj nie. Ectovoid z gracją udowadnia tutaj, że w chwili obecnej jest jednym z najbardziej obiecujących kapel na tej konkretnej scenie. Na tyle mocno to udowadnia, że od dłuższego czasu nie mogę się bez tej płyty obyć. Dałem sobie trochę czasu zanim zasiadłem do recenzji, aby przekonać się, czy początkowy zachwyt gdzieś z czasem nie uleci, ale nic takiego nie miało miejsca. Za to z każdym odsłuchem rosło we mnie przekonanie, że oto udało się tej trójce degeneratów nagrać album, który śmiało może wynieść zespół o co najmniej jeden poziom wyżej pod względem popularności wśród miłośników śmierć metalu. Wszystko na tej płycie się zgadza. Jest dokładnie tak, jak powinno być na dobrej, a momentami nawet bardzo dobrej, płycie z death metalem, który niby pochodzi zza Wielkiej Wody, ale cholernie dużo ma wspólnego ze Starym Kontynentem. W pierwszej kolejności należałoby by tu wspomnieć o gruzie sypiącym się bardzo obficie z każdego kawałka. Wielką robotę wykonują w tym temacie partie gitar, które oprócz wspomnianego elementu produkują cholernie nośne i zaraźliwe riffy. Wgryza się to wszystko w mózg z prędkością błyskawicy i za cholerę nie chce wychodzić. Jeśli dodać do tego kilka ciekawych rozwiązań melodycznych, to niebezpiecznie zbliżamy się do roboty idealnej. Świetnie też wyszło zespołowi samo zaaranżowanie kawałków. Nie raz i nie dwa podczas odsłuchiwani płyt z taką właśnie muzyką po pewnym czasie odczuwam znużenie, a tu jest wręcz odwrotnie. Znakomicie momenty rozpędzone zostały zrównoważone przez te, które niechybnie zechcą wpędzić was w najgłębsze i najbardziej zapleśniałe miejsca. Dzięki temu zabiegowi, jak i wyczuciu, materiał ten nie ma prawa znudzić. Trzyma za to w napięciu od samego początku, aż po kres. Ciągle coś się dzieje, wciąż wyskakują ciekawe zagrywki. Wyraźnie słychać, że panowie solidnie się do swojego zadania przyłożyli i zdrowo przemyśleli cały materiał. Jest on wyważony, ale nie brakuje tu dzikości. Tak właśnie to powinno wyglądać, i cieszę się, że to się Ectovoid udało. To nic, że nie ma tu nic oryginalnego. Po co to komu? Tu się gra death metal i to w stylu, który nie budzi żadnych wątpliwości. Liczy się zaangażowanie, szczerość i kopiące dupsko kompozycje, a tego wszystkiego dostaniecie tu w nadmiarze. Nie będę się wahał nawet sekundy i polecę wam ten album z czystym sumieniem. To może być jedna z najlepszych płyt z old school death metalem w tym roku. Na chwilę obecną nie widzę sensownej konkurencji, ale rok się jeszcze nie skończył więc nie będę ferował ostatecznych wyroków.
Wyd. Hellthrasher Productions, 2015
Lista utworów:
1. Obscure Altars
2. Visions of Reflective Decay
3. Mental Netherworlds
4. Precipice of Absolute Chaos
5. Rituals of Hallucination
6. The Expanse between Slumber and Death
7. A Prisoner of Paradox
8. Spawned From Unending Mystery
Ocena: 9/10
https://www.facebook.com/ectovoid