SORROWS PATH – DOOM PHILOSOPHY

(15 lipca 2015, napisał: Przem "Possessed")


SORROWS PATH – DOOM PHILOSOPHY

Jeśli mowa o zespołach z Grecji, to pierwsze co przychodzi do głowy to zespoły black metalowe, lecz Sorrows Path nie ma nic wspólnego z tego typu graniem. Muzyka jaką zespół tworzy to doom/ power metal. Bardzo zaskoczyło mnie to, że Sorrows Path to dość stary zespół, który powstał w 1993 roku, co prawda mieli przerwę w działaniu od 1998 – 2005 roku, lecz po tej przerwie wystartowali z dwoma albumami. Dzisiaj mam przyjemność napisać kilka słów na temat ich ostatniej produkcji pod tytułem „Doom Philosophy”. Totalnym zaskoczeniem dla mnie są osoby, które zostały gościnnie zaproszone przy okazji nagrywania tej płyty. Edgar Rivera znany między innymi z Solitude Aeturnus nagrał gościnnie solówkę w utworze „Tragedy”, Snowy Shaw (King Diamond, Mercyful Fate) udzielił się wokalnie w „Everything Can Change”, Vangelis Yalamas Nagrał partie basu w “Damned (O)Fish/L.S.D. (Life Sexuality Death)!?…”, solówke w “The King With A Crown Of Thorns”, Lefteris Moros perkusję w “Damned (O)Fish/L.S.D. (Life Sexuality Death)!?…”, Katerina Nikoloudi wokale w “A Dance With The Dead” i “Everything Can Change”. Jak widać liczba znakomitych gości jest dość długa, lecz słuchając muzyki zawartej na drugim albumie Greków, jasnym się staje, że wszystkie te zaproszenia mają charakter zdecydowanie koleżeński, gdyż Sorrows Path tworzy muzykę, która nie potrzebuje dużych nazwisk, ona broni się sama.

„First Beam Of Darkness Into Light” to krótkie wprowadzenie w materiał zawarty na “Doom Philosophy”, odrobina sampli, klawiszy, delikatne dźwięki gitary i delikatne wokalizy przechodzą po chwili w utwór „Tragedy”. Tu już otrzymujemy mocne i ciężkie uderzenie. Rytmiczna perkusja, ciekawy riff w średnim tempie i nagle pojawia się czysty wokal, który nieco przypomina pod względem sposobu śpiewania to co robił Messiah Marcolin, lecz jest zdecydowanie wyższy. Riff zmienia się, muzyka przyspiesza, praca perkusji staje się szybka, lecz nie trwa to długo. Gitara odzywa się z rzadka, lecz już wracamy do przyspieszenia, gdzie pojawiają się ciekawie zaaranżowane partie basu. Nagle muzyka zmienia się, słychać tylko mocne uderzenia perkusji i prosty, hipnotyczny riff, wokal pojawia się z nałożonymi efektami i nagła solówka wspaniale wpisuje się w muzykę. Wraca szybkie i melodyjne tempo refrenu. „A Dance With The Dead” rozpoczyna się rytmiczną pracą perkusji i takim prostym riffem, który zapada w pamięć, pojawiają się chóry w tle i muzyka zwalnia. Gitary wspaniale współpracują ze sobą. Jedna z nich przeplata się z resztą instrumentów, co chwila wychodząc na pierwszy plan. W wolnym fragmencie pojawia się solówka, zagrana bardzo klasycznie. Melodie jakie tworzą Grecy są wspaniałe, mimo że czuć w nich ducha Candlemass. Kolejny wolny fragment i damski głos nuci coś w tle zmieniając co chwilę tonację. Pojawiają się solówki, druga z nich kontynuuje grę tam gdzie kończy pierwsza i wracamy do refrenu przepełnionego emocjami z gitarą, która prowadzi nas ścieżką smutku. „Brother Of Life” rozkręca się powoli. Perkusja mocno akcentuje każdy dźwięk, pojawia się keyboard w tle i wszystko zwalnia nabierając więcej ciężaru. Perkusja co jakiś czas przyspiesza grę. Pojawiające się nucenie idealnie wpisuje się w ten utwór. Chwile później muzyka przyspiesza, by powrócić do zwolnienia, riff płynie urywany, by po chwili wrócić do melodyjnego fragmentu, w którym pojawia się kolejna solówka, która zagrana jest z wyczuciem i z pełnym feelingiem. W końcu zostajemy sami z dźwiękami gitary, której okresowo towarzyszy perkusja. Muzyka rozkręca się i otrzymujemy fragment z mocnymi akcentami perkusji i ciekawie grającą gitara w tle. Po tych wszystkich zmianach wracamy do melodyjnego fragmentu, w którym praca perkusji zagęszcza się dodając mu ciężaru. „Everything Can Change” rozpoczyna się ciekawymi samplami w które wbija się mocna gitara, która szybko zmienia riff, muzyka niespodziewanie zwalnia i słyszymy gardłowy wokal Snowy Shaw’a, który wraz z krótkim przyspieszeniem zostaje zastąpiony przez Angelos’a. Muzyka przechodzi w bardziej melodyjne rejony na chwilę, by kolejny raz przyspieszyć w refrenie, gdzie możemy podziwiać wspólnie odśpiewany tekst przez obu wokalistów. Nagle pojawia się gitara klasyczna i muzyka nabiera klimatu niczym u Kinga Diamonda, wokaliści wymieniają się swoimi partiami, czasem ich wokale się nakładają, efekt jest świetny, zraz potem pojawia się zadziorna solówka, której wtórują mocne i rytmiczne uderzenia perkusji, a muzyka po chwili powraca do refrenu. Kolejne zwolnienie potęguje klimat dzięki chórkowi w tle, dźwięki zagęszczają się, dwa wokale, druga gitara, monolog w tle… wszystko to prowadzi nas do kulminacji, po której delikatne dźwięki gitary klasycznej rozpoczynają „The King With A Crown Of Thorns”. Po chwili dołączają delikatna perkusja i gitara elektryczna, która szybko ustępuje miejsca wokaliście. Nastrój smutku sączy się z głośników, pojawia się refren, w którym muzyka przyspiesza, włącza się gitara elektryczna, a muzyka nabiera mocy. Momentami pojawia się backing wokal i muzyka wraca na sentymentalne i pełne smutku tory, by kolejny raz powrócić do refrenu, po którym pojawia się gitara grająca flamenco, praca perkusji idealnie dostosowuje się do niej, dołącza do nich nucący wokal. Muzyka powraca do mocniejszego grania zaskakując nas następującymi po sobie solówkami, które ciągną się przez dłuższy czas dodając muzyce mocy. Kolejny refren kończy utwór. „The Venus And The Moon” pierwszymi dźwiękami uderza mocno w słuchacza. Riff gada bardzo rytmicznie, by po chwili zmienić się w bardziej skomplikowany, lecz jest to tylko wstawka, po której wracamy do bardziej rytmicznego fragmentu, który zostaje zastąpiony refrenem, który przytłacza słuchacza ciężką atmosferą. Dźwięki solówki płyną niespiesznie pełne melodii i klimatu, czasem przyspieszają, czasem zwalniają i przechodzimy do fragmentu pełnego grozy spotęgowanej przez niskie wokale. Muzyka zmienia się przechodząc kolejno w zwrotkę i refren, który nagle się urywa. „Epoasis” rozpoczynają dźwięki gitary i towarzyszącemu jej wokalisty, który sporo kombinuje ze swoim wokalem, sprawia to wrażenie jakby opowiadał historię, wokale się nakładają przechodząc od szeptu do krzyku w momencie gdy perkusja uderza mocno w wolnym tempie. Riff oszczędnie dawkuje dźwięki, a melodia jaką tworzy jest przepełniona emocjami. Nagle pojawiają się jakieś nieco orientalne dźwięki, wokal przechodzi do melodeklamacji, lecz po chwili wracamy do mocniejszego uderzenia we wciąż wolnym tempie. Pojawia się druga gitara, a po chwili dociera do naszych uszu fragment, w którym gitary grają w bardzo progresywny sposób, a w ich tle słychać jedynie jakieś sample i pojedyncze uderzenia perkusji. Po chwili muzyka wraca do wolnego tempa, w którym pojawiają się podwójne wokale i wspaniała solówka, która potęguje przygnębiający nastrój, w tle pojawiają się delikatne dźwięki keyboardu. Delikatna praca gitar w tle i epicki wokal rozpoczynają „Clouds Inside Me”. Po chwili otrzymujemy jednak mocne uderzenie zachowane w wolnym tempie. Ciekawy riff wspiera perkusja, mocno akcentując każdy wyśpiewywany wers. Zaczyna się refren, gdzie smutną melodię tworzą gitary i ciekawie zaaranżowane wokale. Kolejna zwrotka kontynuuje opowieść wokalisty, czasem Jego wokal schodzi w niższe rejestry i staje się prawie szeptem. Kolejny refren z zawodzącą gitarą, zostaje przerwany rytmiczną pracą perkusji i solówką, która snuje się swoimi dźwiękami tworząc odpowiedni klimat. Po czym przechodzimy kolejny raz do schematu zwrotka, refren. „Darkness” to już mocniejsze uderzenie. Riff jest prosty, a perkusja rytmiczna, lecz tempo wolne. Gdy wchodzi wokal towarzysza mu klawisze w tle. Riff zmienia się wraz z początkiem refrenu, którego melodia aż buja ciałem, stopy zaczynają szybciej pracować. Wracamy do schematu zwrotka, refren, lecz tym razem po refrenie otrzymujemy transowy fragment z samplami w tle, w którym wokale prowadzą ze sobą dialog, nagle dźwięki zagęszczają się, pojawią się solówki, które są nieco zeschizowane, co potęguje nastrój grozy. Kolejna zwrotka i refren kończą utwór i zostaje nam już tylko „Damned (O)Fish / L.S.D. (Life Sexuality Death)!?…”. tutaj mocny riff przechodzi w bardziej melodyjny i skomplikowany, praca perkusji się zmienia, staje się bardziej stonowana, pojawia się bas, świetnie przebijający się przez dźwięki progresywnie grających gitar. Riff zmienia się, staje się wręcz chory, a muzyka po chwili wraca do progresywnych dźwięków. Jest to najbardziej odjechany utwór na tej płycie, który brzmi jakby powstał w głowie genialnego schizofrenika, a mimo to doskonale pasuje do reszty kompozycji. Gitary świetnie się uzupełniają, dźwięki basu co chwilę przebijają się przez resztę instrumentarium. Riff staje się jeszcze bardziej zeschizowany, klimat staje się niepokojący, a w te dźwięki wspaniale wpisuje się solówka, jeszcze kilka przejść perkusyjnych i wracamy do podstawowej linii melodycznej. Nagle dźwięki gitar stają się kosmiczne niczym na albumie „Spheres” Pestilence, to właśnie takie chore i odjechane granie. Muzyka kolejny raz przyspiesza na chwilę, by zwolnić do chorobliwych dźwięków wspieranych pracą basu. Wokal odzywa się dopiero by zakończyć ten utwór, jak również cały album.

Różne wpływy znanych zespołów są słyszalne w muzyce Sorrows Path, lecz sposób w jaki zostały wykorzystane, jest co najmniej nietypowy. Każdy dźwięk został tak zaaranżowny, by tworzyć atmosferę, nad której zmianami całkowicie panują muzycy. Ich muzyka jest przepełniona emocjami, a równocześnie ogromną ilością energii i ciężaru. Łączą oni z pozoru nie koniecznie pasujące do siebie elementy w jedną całość, która brzmi wyśmienicie, a przy okazji dodają od siebie do tego tygla własne pomysły i odrobinę szaleństwa, bez którego ta muzyka nie nie byłaby nawet w połowie tym czym jest. O umiejętnościach muzyków nawet nie będę się tu rozpisywał, bo żeby nagrać taka płytę muszą być nie małe. Natomiast na albumie dzieje się bardzo dużo, pojawiają się smaczki, o których tu nawet nie wspomniałem, bo jak można opisać tak skomplikowane aranżacje ? To zdecydowanie ponad moje siły. Lecz ten stopień i natłok dźwięków pojawiających się często gdzieś w tle nie wpływa negatywnie na odbiór muzyki, która wpada w ucho już przy pierwszym posłuchaniu, a smaczki o których mowa wychwytujemy z każdym kolejnym przesłuchaniem „Doom Philosophy”. Teraz mogę się przyznać, że gdy siadłem do tego albumu pomyślałem sobie, że będzie to kolejna nudna kapela, która gra sobie jakiś tam power metal, lecz teraz bije się w pierś, gdyż to nie jakaś tam kapela, lecz pełne ciężaru, energii i pomysłów komando, na którego kolejną płytę z pewnością będę czekał.

 

 

Wyd. Iron Shield Rec, 2014  

 

Lista utworów:

  1. First Beam Of Darkness Into Light
  2. Tragedy
  3. A Dance With The Dead
  4. Brother Of Life
  5. Everything Can Change
  6. The King With A Crown Of Thorns
  7. The Venus And The Moon
  8. Epoasis
  9. Clouds Inside Me
  10. Darkness
  11. Damned (O)Fish / L.S.D. (Life Sexuality Death)!?…

Ocena:  8/ 10

 

 

 

www.sorrowspath.net

www.myspace.com/sorrowspathmusic

www.facebook.com/sorrowspath

www.reverbnation.com/sorrowspath

info@sorrowspath.net

www.ironshieldrecords.de

www.facebook.com/pages/Iron-Shield-Records/177919412249542

www.myspace.com/ironshieldrecords

ironshieldshop@gmx.de

 

 

 

divider

polecamy

Exul – Path To The Unknown Faust – Cisza Po Tobie Stillborn – Cultura de la muerte
divider

imprezy

Exodus, pionierzy thrash metalu, powracają do Polski! 06/04/2024 Ariadne’s Thread, Slave Keeper, The Masquerade, Kruh 25/05/2024 KREW OGIEŃ ŚMIERĆ: Stillborn, Ragehammer, Hellfuck, Chaingun Trve Metal Camp vol. 4 22/03/2024 – Dom Zły & Clairvoyance & Moriah Woods Aftermath Tour – Banisher, Truism CZARNA WIELKANOC vol.1 THE ACT OF FRUSTRATION TOUR Injure Grind Attack Stillborn, HellFuck, Ragehammer w maju Left To Die i Incantation na jedynym koncercie w Polsce! MASTER gwiazdą finałów polskiego Bloodstock! Wolves In The Throne Room, Gaerea oraz Mortiferum zagrają w Polsce Tribute To Seattle 2024 Unholy Blood Fest vol. 3 Sepultura po raz ostatni w Polsce!
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Sklep Stronghold Musick Magazine nr 31 VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho Hellthrasher Productions SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty