KALOPSIA – AMONGST THE RUINS
(13 lipca 2015, napisał: Przem "Possessed")
Z pewnością mało kto z Was słyszał o tym amerykańskim zespole, który powstał w 1999 roku. Sam trafiłem na chłopaków przez przypadek, jak to dość często bywa i podesłali mi swój drugi album do recenzji. Jakie było moje zaskoczenie gdy okazało się, że wśród członków zespołu jest Matt Medeiros udzielający się w Funebrarum. Lecz muzyka Kalopsia to inna bajka. To rasowy amerykański death metal, grany w szybkim tempie, lecz nie stroniący również od zwolnień.
„Salt Sown Earth” rozpoczynający płytę od pierwszych dźwięków atakuje nasze bębenki blastami, szybkim tempem i ciekawym riffem. Dodatkowo ryk wokalisty zaczyna wróżyć całkiem nieźle. Po kilku taktach tempo nieznacznie zwalnia i staje się bardziej miarowe. Dwa wokale wymieniają się, jeden to dość czytelny growl, a drugi jest bardziej krzykliwy, lecz wydobywają się one z jednego gardła. Nagłe zwolnienie do średniego tempa wprowadza ciekawą pracę gitar i niesamowity ciężar. Nie trwa to zbyt długo i muzyka przyspiesza, wokale nakładają się na siebie i kolejna zmiana. Średnie tempo zwalnia wokal sączy się niczym smoła z głośników, a perkusja zaczyna przyspieszać do zawrotnego tempa. Pojawia się szybko zagrana solówka, której ostatni dźwięk rozciąga się w czasie, a muzyka zwalnia, bas staje się doskonale słyszalny, praca perkusji staje się wręcz jazzowa, riff nabiera melodii, lecz po chwili maszyna rozpędza się mocno, by powrócić do bardziej melodyjnego średniego tempa. „Green Eyed Monster” zaczyna się połamanym riffem wspartym nie mniej pokombinowaną praca perkusji, lecz po kilku taktach riff zmienia się niosąc ze sobą zachwycająca melodię, muzyka zwalnia, kolejna zmiana riffu kontynuuje tylko linię melodyczną, stopy szybko pracują. Muzyka płynnie przechodzi między średnimi i wolnymi tempami, by uderzyć po chwili z pełną brutalnością, nawet gdy tempo zwalnia do średniego. Wokal wykrzykuje frazy pełne gniewu, pojawiają się przeszkadzajki gitarowe, które zdecydowanie dobrze brzmią i urozmaicają muzykę. Kolejne przyspieszenie i praca perkusji staje się prosta, by po chwili zaskoczyć stopniem skomplikowania, lecz muzyka wraca już do bardziej melodyjnych fragmentów. „Messiah Complex” to od razu mocne uderzenie z bardzo pokręconym riffem, który nieco upraszcza się po kilku taktach, muzyka leci przed siebie, by zwolnić do średniego i rytmicznego tempa na chwilę. Kolejne przyspieszenie i nałożone wokale zmiatają wszystko na swojej drodze. Nagle pojawia się średnie tempo, lecz zagrane bardzo smoliście z obniżonymi wokalami. Kolejny raz muzyka płynnie przechodzi między tempami. Pierwsze dźwięki „Marred By Tragedy” podane są w średnim tempie, riff płynie wolno, by po chwili zmienić się, praca perkusji intensyfikuje się , lecz tempo pozostaje to samo. Kilka przejść i przyspieszenie jeszcze bardziej przyspiesza, by przejść do melodyjnego fragmentu, gdzie oszczędny riff zmiata z nóg, muzyka zwalnia na moment jeszcze bardziej, by przejść do średniego tempa, gdzie pojawia się zagrana ze smakiem solówka, która to odrobinę przyspiesza, to zwalnia, a po jej zakończeniu otrzymujemy średnie i rytmiczne tempo. Po chwili stopy znowu pracują szybko. Kolejne zwolnienie przynosi nam nieregularna pracę stóp, która nie zmienia się gdy muzyka przyspiesza. Kolejne szybkie tornado przechodzi w melodyjny fragment… ciężko nadążyć z opisywałem tego co dzieje się w muzyce Kalopsia, gdyż poszczególne elementy wciąż się zmieniają, to praca perkusji, to tempo, czy riff…. „Pillars Of Ash” stopniowo rozkręca się. Ciekawy riff i mocna praca perkusji wprowadzają transową atmosferę, lecz po chwili riff zmienia się i obrywamy przyspieszeniem niczym uderzeniem młota. Riff kolejny raz się zmienia, jest połamany, wokale nakładają się, muzyka lekko przyspiesza, a stopień jej komplikacji tylko wzrasta. Zwolnienie z niskimi wokalami i prostszym riffem przeciąga się, dźwięki drugiej gitary wychodzą na pierwszy plan, riff kolejny raz się zmienia, a wtórują mu dość skomplikowane dźwięki perkusji, całość podana jest w wolnym tempie, lecz po chwili muzyka przyspiesza i wraca do pierwotnego, pełnego wściekłości uderzenia. Muzyka przyspiesza jeszcze bardziej i znów pojawia się ten pokręcony riff i nakładane wokale. Kolejne średnie tempo buja głową, a druga gitara wychodzi na pierwszy plan. Muzyka stopniowo cichnie, lecz mocnym i połamanym pierdolnięciem rozpoczyna się „Death Starts The Horror”. Po kilku taktach riff staje się prostszy, muzyka przetacza się po słuchaczu, by zwolnić wraz z kolejna zmianą riffu, kolejna zmiana w średnim tempie. Te fragmenty niosą ze sobą świetną melodykę, która ciągnie się dalej mimo przyspieszenia. Riff zmienia się w szybkim tempie. I po chwili ciszy wchodzi gitara i reszta instrumentów. Riff prowadzi nas przez ruiny bez pospiechu, by niespodziewanie rozpędzić się ciągnąc nas za sobą. Koło się zatacza i wracamy do średnich i melodyjnych temp. Mocno akcentująca perkusja z miłym dla ucha riffem rozpoczyna „Liar’s Eulogy”. Praca perkusji intensyfikuje się okresowo, riff się zmienia, pojawiają się wysoko wyciągnięte dźwięki i już powracamy do szybkiego tempa, praca perkusji zmienia się co chwilę. W refrenie riff zabija melodią, a wokale świetnie się wymieniają. Muzyka przyspiesza i pojawia się niemal chaotyczna solówka, która idealnie wpasowuje się w ten fragment muzyki. Jeszcze średnie tempo ze świetną pracą gitar przyspiesza do kolejnej nawałnicy dźwięków i pozostaje nam już ostatni utwór na tym albumie „Scatter The Remains”. Na tle pojedynczych dźwięków gitary i minimalistycznej jak na Kalopsia perkusji, ze świetnym wykorzystaniem talerzy pojawia się deklamacja, po której muzyka wchodzi w średnie tempo z melodyjnym riffem. Praca perkusji zagęszcza się, tempo nieznacznie przyspiesza nic nie tracąc ze swojej melodyjności. Zwolnienie niesie ze sobą zarówno ciężar jak i więcej melodii, lecz niespodziewanie jest przerwane przyspieszeniem, które tylko jeszcze bardziej przyspiesza wraz z połamanym riffem, by w końcu zwolnić i zaskoczyć wyśmienitym riffem i szybką melodyjną solówką, po której muzyka przechodzi w średnie tempo. Muzyka jest bardzo rytmiczna, riff ulega zmianie, wokalista krzyczy przechodząc do wyższych dźwięków, a perkusja akcentuje mocno każde uderzenie.
„Amongst The Ruins” to płyta, którą łykną bez popitki, wszyscy, którzy lubią amerykański death metal podany w brutalnej i technicznej formie z odrobina ciekawych melodii. Muzycy Kalopsia to starzy wyjadacze, którzy z nie jednego pieca chleb jedli i słychać to zarówno w aranżacjach, jak i stopniu skomplikowania gry poszczególnych instrumentów, a sama muzyka jest brutalna i jak już wcześniej pisałem techniczna, lecz w dodatku bardzo łatwo przyswajalna. Tylko czy to wystarczy by zespół stał się dzięki temu albumowi znany ? Obawiam się, że niestety nie. Zespołów grających na tym poziomie jest dużo, a death metal w wydaniu Kalopsia nie jest czymś bardzo oryginalnym i obawiam się, że bez dobrej promocji mogą przepaść w tłumie innych zespołów. W każdym bądź razie mnie ich muzyka kupiła i zamierzam obserwować rozwój zespołu, a póki co odpalam sobie jeszcze raz „Amongst The Ruins” i zamierzam kolejny raz dobrze bawić się przy dźwiękach zawartych na tej płycie.
Wyd. Godeater Rec., 2012
Lista utworów:
- Salt Sown Earth
- Green Eyed Monster
- Messiah Complex
- Marred By Tragedy
- Pillars Of Ash
- Death Starts The Horror
- Liar’s Eulogy
- Scatter The Remains
Ocena: +7 / 10
https://kalopsia.bandcamp.com/
https://www.facebook.com/KalopsiaMetal
https://www.facebook.com/GodEaterRec?fref=ts