BISECT – WE ARE THE MIGRANTS

(22 czerwca 2015, napisał: Przem "Possessed")


BISECT – WE ARE THE MIGRANTS

No i trafiło mnie. Dostałem tą płytę do recenzji, obejrzałem okładkę, no w sumie, źle nie jest, z drugiej strony nic specjalnego. Muzycy każdy innej narodowości. Zapuściłem więc muzę i tu już kapcie mi spadły z nóg. Takiej ilości energii i adrenaliny dawno już w muzyce nie słyszałem. Te krótkie kompozycje to totalne petardy z krótkim lontem. Żebyście wiedzieli o czym tu piszę, to muszę nadmienić, że muzyka jaką prezentuje Bisect to swoisty konglomerat różnych styli, począwszy od d-beatu przez grind, hard core, metal i co tam jeszcze ktoś może sobie wymyślić. A wszystkie te elementy są świetnie ze sobą połączone, co w efekcie daje ciekawy album, który nie nuży ani przez sekundę, za to muzyka na nim zawarta uderza w stare lata gdy zaczynały takie kapele jak D.R.I, czy Napalm Death.

„Politishit” rozpoczyna krótkie intro i gitara grająca riff w średnim tempie, wtóruje jej perkusja, dołącza druga gitara, riff się zmienia i nagle bomba wybucha. Jest ostro i do przodu, riff się zmienia kolejny raz, dwóch wokalistów wykrzykuje wersy, perkusja gada rytmicznie, pojawia się masa melodii. Riff się nie zmienia, za to perkusja przyspiesza, nagle słyszymy już tylko bulgoczący bas i reszta instrumentarium wraca w rytmicznym uderzeniu, a na koniec zespół serwuje nam jeszcze kumulujące się dźwięki poparte rykiem wokalisty. „Head Down” to pokręcone rytmy perkusji i gitary nadające mocno psychodeliczny klimat temu utworowi. Wokale przekrzykują się, tempo przyspiesza, refren powala melodią, a tu nagle riff się zmienia na chwilę i powraca psychodelia. Schemat ten się powtarza, by zaskoczyć ciężkim fragmentem, gdzie wokalista przechodzi w growl, a praca perkusji jest prostsza i cholernie mocna. Fragment ten nie trwa długo, lecz następujący po nim w niczym nie ustępuje mu ciężkością, na koniec jeszcze otrzymujemy sprawiający wrażenie nieco chaotycznego fragment muzyki i już rozpoczyna się „Legion”. Dźwięki gitary z efektem przechodzą w ciekawy i nabierający mocy riff, dołącza do niego bas i perkusja, a całość uderza w nas pełną mocą. Wokal jest głęboki, a riff zmienia się i wchodzimy na wysokie obroty, które są bardzo rytmiczne, znowu wraca początkowy riff , a noga sama zaczyna tupać pozbawiona już kapcia. Zmienia się riff, a perkusja zaczyna grać swoje rytmiczne dźwięki, całość przyspiesza do znanych nam już motywów. „Shell Of Sea” rozkręca się powoli, kumulując dźwięki talerzy i riff, by uderzyć z powerem i mega szybkim tempem. To dobrze wycelowany kop w sam pysk. Po kilku taktach muzyka nieco zwalnia na chwilę, praca perkusji staje się bardzo rytmiczna, a wokaliści świetnie uzupełniają się. Walec toczy się przez nasze narządy słuchu. Riff ciekawie gada, perkusja sprawia wrażenie jakby każde uderzenie było powstrzymywane przed uderzeniem z pełną mocą. „System Of Lies” rozpoczyna kolejny ciekawy riff i bas, dołącza do nich perkusja, riff zmienia się , uderzając całą masą psychodelii, wokaliści kolejny raz pokazują jak wspaniale potrafią się uzupełniać, a całość przez moment przeradza się w tornado, z którego wyłania się melodyjny fragment, który wręcz urywa łeb pomysłem i ekspresją. Po kolejnym przyspieszeniu, otrzymujemy coś co podchodzi pod rap, z ciężką gitarą i mocna perkusją, całość przyspiesza na moment, a wokal schodzi do growlu. „Grind’n’Roll”. Mocny riff, średnie tempo, przyspieszenie, melodyka i rytmika czysto rock’and’rolowe podane z ciężarem zdecydowaniem miażdżącym. Po chwili pojawiają się skandujące wokale i odpowiednio do tego wtórująca im perkusja. „Migrants” od samego początku powala melodią podaną w średnim tempie i nagle trudno powstrzymać się od skojarzeń z Brujeria. Z resztą posłuchajcie sami jak to gada. Ostry riff, praca perkusji rytmiczna i ten bas doskonale słyszalny w tle. Muzyka nieco zwalnia, by po chwili znowu uderzyć w nas z pełną mocą zniszczenia. „Tomate Tu Kaka” w pierwszych taktach powala pracą perkusji, którą świetnie uzupełnia mięsisty bas, muzyka ewoluuje w bardziej rytmiczne klimaty, by zwolnić na chwilę i przejść w refren, który potrafi się wryć prostą melodią w mózg i pozostać tam na długo. Kolejne zabiegi, to szybko mieszające się ultra szybkie fragmenty ze zwolnieniami i już zaczyna się „Religion”. Znowu dostajemy świetny riff tworzący miłą dla ucha old schoolową melodię zaserwowaną nam w szybkim tempie. Wymieniające się wokale uzupełniają się mistrzowsko, a perkusja gra w prosty, idealnie pasujący do tego utworu sposób. Nie ma tu spuszczania się nad techniką i miejsca na kilkanaście przekombinowanych riffów. Jest prostota waląca prosto w ryj, a do tego praca basu wzmacnia efekt ciężkości. Nagle słyszymy gęstą pracę basu, w który kilkoma dźwiękami wbija się gitara by po chwili wejść z nowym riffem wraz z pracą perkusji i znowu całość nabiera mocy, by zostawić na chwilę bas z samymi wokalami. Petarda taka, że łeb urywa. Muzyka wraca znowu do dobrze znanych nam dźwięków, zmienia się tonacja i lecimy z „Fuck Music Industry”. Przekombinowany szybki riff i miażdżąca praca perkusji ulegają zmianie, przechodząc w nieco wolniejsze tempo, wracają po chwili do pierwotnych dźwięków i tak w kółko, tyle, że te patenty rozwalają łeb. Nagle riff zmienia się, staje się prosty i zwalnia do sunącego walca, dochodzą do niego „ozdobniki”, perkusja gra minimalistycznie, by nagle przyspieszyć, lecz to już koniec utworu i następnym w kolejce jest „A.C.A.B.”., który uderza od razu z siłą bomby atomowej, kilka przejść , zmiana riffu, krótkie zwolnienia i nagle riff pozostaje sam na chwilę, a perkusja zaczyna po tej chwili istną galopadę, manewr ten powtarza się kilkukrotnie, zmiatając wszystko na swojej drodze. „Abbatoir” startuje w średnim tempie, riff zmienia się dostarczając masę melodii, po chwili sam bas kontynuuje swoja pracę, lecz gdy dołącza do niego reszta instrumentów, tempo staje się ultra szybkie, kilka przejść i czysty krzykliwy wokal zajmuje swoje miejsce. Wokaliści zmieniają się rolami z rzadka. Powracamy do bardziej melodyjnego fragmentu, który jak żywo przypomina nam dokonania D.R.I.. „TV Madness” to całkiem inny utwór niż reszta na tym materiale. Rozpoczyna go praca pulsującego basu połączona z ciekawymi rytmami perkusji i pojedynczymi dźwiękami przesterowanej gitary. Motyw ten ciągnie się długo, stanowiąc swoistą mantrę, jedynie zmieniają się dźwięki wydawane przez gitarę, nagłe przejście urozmaica nieco ten fragment muzyki. Kolejne przejście i gitara zaczyna grać pełny riff. Wszystko ulega zawieszeniu na chwilę, słyszymy tylko dźwięk gitary i… szybkie tempo rozłupuje czaszkę na miliony kawałków, jest w tym wściekłość i masa energii. Przez chwilę gitara pozostaje sama, lecz gdy dołącza do niej reszta instrumentów muzyka wchodzi na chwilę w średnie tempo , które ustępuje miejsca kolejnemu przyspieszeniu, a wokale „kłócą” się ze sobą wykrzykując kolejne linijki tekstu. Następuje kolejne średnie tempo przynoszące sporą dawkę melodii i to nie byle jakiej, tylko takiej, która sama podrywa nogę do tupania w jej takt. .

Tak grało się w latach 90tych gdy w muzyce liczyły się emocje i zdrowe łupnięcie. Może w tej scenie nie siedzę jakoś mocno, lecz propozycja Disect zabiła mnie. Wszystko tu brzmi tak świeżo, wzorce z których zespół czerpie to te najlepsze i robi to w niesamowity sposób, aranżując wszystko na swoją modłę, doprawiając całym arsenałem energii i wściekłości płynącej prosto z serca. Mikstura, która w ten sposób powstała niszczy wszystko na swojej drodze. Mimo prostych konstrukcji utworów nie mogę odmówić muzykom sporych umiejętności zarówno technicznych jak i aranżacyjnych. Ta muzyka jest wręcz porywająca i jeszcze nie raz zagości w moim odtwarzaczu.

 

 

Wyd. Almost Records, 2014

 

 

 Lista utworów:

1. Politishit
2. Head Down
3. Legion
4. Shell Of Sea
5. System Of Lies
6. Grind’N’Roll
7. Migrants
8. Tomate Tu Kaka
9. Religion
10. Fuck Music Industry
11. A.C.A.B.
12. Abbatoir
13. TV Madness

 

 

Ocena: + 8/10

 

 

https://www.facebook.com/pages/Bisect/477826922271974?fref=ts

http://www.bisect.bandcamp.com/

bisectmigrants@gmail.com

 

 

divider

polecamy

Pincer Consortium – Geminus Schism Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear
divider

imprezy

Grima w Krakowie – Nightside Tour 2025 Sólstafir ponownie w Polsce – koncert w Hype Parku Imperial Age w Krakowie – symfoniczny metal w Klubie Gwarek Esprit D’Air – koncert w Klubie Studio Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Kierunek: Północ – Taake i goście na trzech koncertach w Polsce Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty