PERDITION TEMPLE – THE TEMPTER’S VICTORIOUS
(18 kwietnia 2015, napisał: Przem "Possessed")
Każdy chyba pamięta pożogę jaką rozniecił lata temu Angelcorpse. Co prawda zespół już od lat nie istnieje, lecz dwóch muzyków tej kapeli, a dokładniej Gene Palubicki i Bill Taylor przenieśli ducha Angelcorpse do świeżo sformowanego komanda, które nazwali Perdition Temple. Było to 6 lat temu i od tamtej pory wydali 7” i drugi już album, którym tu dzisiaj się zajmiemy. Muzycznie różnice między tymi zespołami oczywiście występują, lecz Perdition Temple to czystej wody kontynuacja Angelcorpse, tylko bardziej barbarzyńska. Wciąż muzyka zespołu jest bardzo techniczna riffy skomplikowane, a wszystko brzmi brutalnie. Właśnie takich dźwięków oczekiwałem po tych muzykach.
„The Tempter’s Victorious” bez zbędnych wstępów przystępuje do ataku, psychodeliczny riff i szybka perkusja połączona z bestialskimi dźwiękami wydawanymi przez wokalistę od razu potrafią zawładnąć sercem każdego maniaka. Szybka pokręcona solówka i zmiana riffu wprowadzają odrobinę więcej melodii, rytmy perkusji co jakiś czas się zmieniają, intensyfikują, Gitary świetnie współpracują ze sobą, kolejne solówki ciągną się w zwariowanym tańcu nieco dłużej, po chwili powracają sola, jest w nich szczypta melodii, a muzyka nie zwalnia ani na chwilę. „Extinction Synagogue” kontynuuje dzieło zniszczenia. Świetny riff, zmienia się, perkusja gra w takim tempie, że nie wiem jak człowiek może tyle czasu tak napieprzać w zestaw. Riffy są połamane, psychodeliczne, a każdy kawałek tej układanki jest dopasowany do reszty. Nie ma tu miejsca na jakieś zwolnienia, kombinacje. Pojawia się solówka kopiąca w ryj szybka melodyką i lecimy dalej. „Scythes of Antichrist” rozwala czaszki szybką kanonadą perkusji popartą chwytliwym riffem, a dźwięki zestawu jeszcze zagęszczają się, solówki gonią się z szybkością błyskawicy, Riff zmienia się, jest bardziej urywany, a zarazem bardziej charakterystyczny, chrapliwy wokal idealnie wpasowuje się w te dźwięki, które są jak wyrwane z najbardziej brutalnych fragmentów Morbid Angel i dodatkowo zagęszczone i zbrutalizowane. Kolejne solo podnosi się o oktawę i szybko wypluwa z siebie dźwięki. „Goddess In Death” to bardzo rytmiczny początek, z genialnym riffem, muzyka przyspiesza, rytmy łamią się, a riff zmienia się podążając swoja drogą, a wtóruje mu znowu bardzo rytmiczna perkusja. Dwie solówki nałożone na siebie wyrywają z butów, po chwili kolejna szybka solówka poprzedza powrót do rytmicznego fragmentu. Kolejne solo tym razem bardziej melodyjne zostaje zastąpione pokręcona solówką kończącą utwór. „The Doomsday Chosen” nie zwalnia tempa, atakuje kolejnymi pokręconymi riffami i kanonadą perkusji. Każdy kolejny utwór jest bardzo charakterystyczny dla Perdition Temple, a mimo tego łatwo rozpoznawalny. Pojawia się świetna solówka a muzyka staje się bardziej „skoczna” i kolejne solo. Nie wiem jak chłopaki to robią, że po narzuceniu sobie tak wąskich ram, w których tworzą dźwięki, każdy utwór jest rozpoznawalny, a solówki zagrane niby podobnie, a jednak różniące się zasadniczo od siebie. „Chambers Of Predation” to równy wpierdol jaki funduje nam sekcja. Riffy niby melodyjne, a mimo to chore, świdrują mózg i pierwsze zwolnienie na płycie. Średnie tempo zabija riffem i pracą perkusji, ryk wokalisty miażdży, dużo wolniejsze solo zaskakuje chorobliwymi dźwiękami, pojawia się po chwili kolejne podkreślające klimat. To najwolniejszy utwór na tej płycie, lecz jego ciężar wgniata w glebę nie gorzej niż kafar. Pojawia się kolejny szybki fragment, a przejście perkusyjne zabija. „Diluvium Ignus” Rozpoczyna riff, który przez moment wydaje się być kontynuacja poprzedniego utworu, lecz szybko ulega zmianie. Po kilku taktach muzyka staje się co raz bardziej pełna chorych dźwięków, to zniszczenie, które ciągnie nas za sobą. Kolejny raz dwie solówki nakładają się na siebie i wrażenie jest niesamowite, po prostu mistrzostwo. Kolejny ciekawy riff odegrany w średnim tempie sprawia , że głowa sama buja się w rytm melodii, to jest wyśmienite !!! Następne solo pełne jest psychodelicznych dźwięków i muzyka przyspiesza. Na koniec Perdition Temple serwuje nam jeszcze „Devil’s Blessed”. Po kilku taktach utwór na chwile staje się bardziej melodyjny. Ten fragment co jakiś czas przewija się przez ten utwór, lecz cała reszta to już bestialskie zniszczenie, nadchodząca solówka zwalnia zaczynając grać bardziej melodyjne dźwięki, a pożoga rozprzestrzenia się. Jeszcze mocno akcentowany perkusją rytmiczny fragment i lecimy ostro i szybko niczym skoczek spadochronowy, który zapomniał o ekwipunku. Kolejne solo przelatuje szybko prowadząc do melodyjnego fragmentu, który nie trwa długo. I to już koniec. Nawet nie wiem kiedy upłynęło to 38 minut z „Tempter’s Victorious”.
Intensywność muzyki Perdition Temple jest zabójcza, tu praktycznie nie ma zwolnień, a mimo to miejsca na nudę również nie ma. Wysokie umiejętności muzyków pozwalają im na zagranie tego co tylko sobie wymyślą i nie ma tu żadnej napinki, wszystko jest zagrane z pełnym feelingiem. Sama zaś muzyka w całej swej brutalności jest przystępna, pokręcona i najzwyczajniej w świecie „chora”, jeśli wiecie co mam na myśli. Każdy dźwięk zawarty na tym albumie kupuje mnie od strzału, to prawdziwe petardy niszczące wszystko na swojej drodze. Do tego ten opętany wokal. U mnie ten krążek bardzo często gości w odtwarzaczu i pewnie szybko z niego się nie wysunie.
Wyd. Hells Headbengers Records, 2015
Lista utworów:
- The Tempter’s Victorious
- Extinction Synagogue
- Scythes Of Antichrist
- Goddess In Death
- The Doomsday Chosen
- Chambers Of Predation
- Diluvium Ignus
- Devil’s Blessed
Ocena 9/ 10
http://shop-hellsheadbangers.com/
https://www.facebook.com/perditiontemple