KINGDOM – MORBID PRIEST OF SUPREME BLASPHEMY
(13 kwietnia 2015, napisał: Przem "Possessed")
“Morbid Priest Of Supreme Blasphemy” to krótkie kompozycje szczerego do bólu death metalu, bez silenia się na jakieś nowoczesne brzmienie, czy inne nowomodne dodatki. Muzyka Kingdom jest mocno osadzona w klimatach lat 90tych. Chłopaki tworzą od roku 2003 i to już ich drugi, a raczej dopiero drugi album. Po drodze popełnili jeszcze demo, split z Deathevokation i Mandatory, oraz jedną EP. I zastanawia mnie tylko dlaczego z taka muzyką są tak mało znanym zespołem? Bo ich muzyka to prawdziwe zabójcze uderzenie.
W mroczny klimat tego albumu wprowadza nas intro rozpoczynające „Slaves Of Ruins”. Pierwsze dźwięki wolno granego riffu, mocna i minimalistyczna perkusja, oraz pojedyncze dźwięki wydawane przez wokalistę szybko zostają przerwane przez przyspieszenie. Riff miażdży, wokalista wydaje z siebie niski i mroczny jak cała muzyka Kingdom growl, stopy pracują szybko, a wtórują im dźwięki talerzy. Muzyka zwalnia, miażdżąc słuchacza. „\Krwawiąca rana” to polsko języczny utwór. Ciekawy riff, nieco czystszy wokal i co aż dziwne jest dość czytelny, nagle wkrada się bardziej melodyjny fragment, zmienia się riff, jest urywany, przyspieszenie, szybka, agresywna solówka, przejście i ryk wokalisty. Perkusja kolejny raz mieli równo. „Beast Of The Sea” od razu przechodzi do ostrego ataku. Gitary wycinają kolejny świetny, mimo że dość prosty riff, dość szybko pojawia się pokręcona solówka mająca coś w sobie ze Slayera. Szybkie tempo nie zwalnia, pojawiają się zagrywki gitarowe, które bardzo urozmaicają ten utwór. Nagle muzyka milknie i już mamy „Morbid Priest”. Dla mnie to jeden z najlepszych utworów na tym materiale. Podany w średnim tempie. Genialne riffy, świetnie zaaranżowany wokal, melodia sączy się z każdego dźwięku, a jest ona zgniła i śmierdząca ropą niczym tygodniowy trup, praca perkusji jest nad wyraz ciekawa, Śliwa nie stara się popisywać, lecz rytmy, które wygrywa za zestawem nie pozwalają się nudzić. Nagle riff się zmienia, szept wokalisty i muzyka przyspiesza, nabiera monotonnego charakteru, ciekawe przejście z wyjącymi głosami gdzieś w tle, dźwięki intensyfikują się, by zwolnić i zgnieść nas swoim ciężarem, solo gada szybko zapętlony motyw. Jeszcze kilka taktów i od zakręconych dźwięków basu zaczyna się „Supreme Blasphemy”. Mamy kolejny szybki atak, perkusja strzela jak szalona, riff trepanuje czaszkę, wokal dodaje wszystkiemu ciężaru, lecz tak brutalna muzyka nie jest również pozbawiona pewnej dawki melodii, kilka przejść i zaskoczenie. Dość dziwnie bo w środku materiału pojawia się cover Nihilist „Supposed To Rot”. Zagrany świetnie i tak dobrze pasujący do materiału Kingdom, że gdybym nie znał twórczości Szwedów, nawet bym się nie zorientował, że to cover. Oczywiście brzmienie i aranżacja też robią tu swoje. „Summoned From Dead” znowu uderza w nas dziką szybkością, nagła zmiana riffu, kurwa to jest genialne, perkusja zwalnia na chwilę, przyspiesza a gitara gra kolejny świetny riff, po chwili do muzyki wkrada się nieco więcej chorej melodii. „Nameless King” rozpoczyna się melodyjnie, po kilku taktach muzyka staje się nieco skoczna na chwile, a potem wiosło zaczynają młócić swoje riffy, pojawiające się solo jest melodyjne, lecz melodia ta jest zaskakująca, z reszta sami posłuchajcie, gdyż pewnych rzeczy nie da się opisać słowami. Wokal brzmi jak niski szept, powraca solówka, która słyszeliśmy już wcześniej, lecz z pewnymi modyfikacjami, bas wybija się na drugi plan, muzyka przyspiesza, by kilkoma wolnymi akordami zamknąć utwór. „Tombs Of Dead” to kolejna dźwiękowa petarda, gitara szybko wypluwa z siebie dźwięki, a perkusja dotrzymuje jej kroku w tym szybkim pochodzie śmierci, nagłe zwolnienie na kilka sekund i pochód zabiera ze sobą kolejnych nieszczęśników. To taka szybka ekstremalna pigułka brutalności. Jeszcze na koniec mamy kolejny szybki utwór z polskim tekstem „Syn Ognia”. Nałożone wokale brzmią dobrze, perkusja gra szybki monotonny rytm, który zmienia się co jakiś czas, Lwn już nas przyzwyczaił do swoich zagrywek gitarowych, lecz mimo to gdy się pojawiają muzyka nabiera innego formatu, nagle solo, szybkie ostro zagrane, a muzyka nie zamierza zwolnić, wyrzuca z siebie pokłady energii i nienawiści i to już niestety koniec tego pół godzinnego materiału.
Tak zagranego death metalu dawno już nie słyszałem, świetny grobowy wokal, który nie wybija się na pierwszy plan, a uzupełnia muzykę swoimi dźwiękami, świetne riffy, solówki, które nie są ułożone jak od matrycy, ciekawe partie basu i perkusja, która w niektórych partiach zaskakuje i często to ona właśnie zmienia dynamikę utworu, gdy riff nie zmienia się. Dodajcie sobie do tego ten mroczny, grobowy klimat tworzony przez muzyków i już wiadomo, że „Morbid Priest Of Supreme Blasphemy” to cios, który zapamiętam na długo i często będę do niego wracał.
Wyd. Hellthrasher Productions, 2013
Lista utworów:
- Slaves Of Ruins
- Krwawiąca rana
- Beast Of The Sea
- Morbid Priest
- Supreme Blasphemy
- Supposed To Rot (Nihilist cover)
- Summoned From Dead
- Nameless King
- Tombs Of Dead
- Syn Ognia
Ocena: +8/ 10
king666dom@wp.pl
http://hellthrasher-distribution6.home.pl/
https://www.facebook.com/hellthrasher.prod