Balmog – Necroangels’ Revelations
(1 kwietnia 2015, napisał: mielony)

Łojezusicku, matko przenajniebiesksza, znowu te diabły! No i, kurwałkę, w to mi graj! Hiszpański akt Balmog doczekał się reedycji z dawna temu wydanej EPki, co to tylko na placku dostępna była. BlackSeed się dogrzebało, BlackSeed ten smolisty pomiot wydało. Rzecz jasna, ku mojej uciesze. Mojej i podobnym mi zwyroli. Ponacierać się takimi dźwiękami to czysta przyjemność. To jeden z tych materiałów, gdzie na wejściu po prostu czujesz ten klimat i słyszysz, że Ci, co to wykonywali, kumają czaczę. Wszystko tu wręcz płynie strumieniem, który bez kozery porywa i nie wypuszcza przez trzy kolejne kawałki, bowiem dokładnie tyle ich tutaj znajdziemy. Co jest ekstra ważne, nie ma w tym ani chwili nudy (no, prawie, szczegóły za moment), ekscesywne zamulanie zostawmy niewprawionym adeptom czarnej twórczości. Balmożanie („ż”, bo wymienia się na „g”) od ponad dekady doskonalą się w obranym przez siebie stylu i aż mi rów potem spływa, kiedy myślę o tym, iż w momencie kiedy piszę te słowa, mamy jeszcze miesiąc do premiery ich nowej płyty. Z drugiej strony to również dobra wieść, bo mam parę tygodni na to, by nadrobić zaległości i zapoznać się z pierwszym długograjem tego bluźnierczego trio. Czy równie dobrze budują napięcie, jak ma to miejsce na omawianym tu materiale? Czy w tak samo udany sposób czerpią z gatunkowego dorobku? I wreszcie, czy popełniają taką bzdurkę-zapchajdziurkę jak ma to miejsce w Last Revelation, kiedy to przez trzy ostatnie minuty słyszymy jedynie jakieś zakonne śpiewy? Fajny to zabieg w ramach dodatku, ale po co miałby trwać tak długo? To jedyne do czego można się tu przyczepić. A tak poza tym, miodu pełna pasieka. Się obżarłem.
Wyd. BlackSeed Productions, 2015
Lista utworów:
1. First Revelation
2. Second Revelation
3. Last Revelation
Ocena: 9/10
