Ereb Altor – Nattramn
(20 kwietnia 2015, napisał: Pudel)
Ereb Altor to istniejący już dwanaście lat zespół, w którym udzielają się głównie muzycy z nieco bardziej popularnego, doomowego Isole. W przeciwieństwie do tamtej formacji w tym projekcie panowie grają coś, czemu najbliżej do Viking metalu. I to takiego viking metalu bliskiemu temu, co na swoich przełomowych, legendarnych itd. albumach zaproponowało Bathory. Są więc tutaj posępne, zawodzące wokale, takież riffy gitarowe, nawet samo brzmienie gitar trochę przypomina „Hammerheart” czy „Twilight of the gods”. Tempa są oczywiście dosyć powolne, mamy też obowiązkowe, tajemnicze intro i ogólnie wszystko jest zrobione według najlepszych „wikingowych” wzorców. Tyle że jakoś to nie zachwyca. Album nie jest przesadnie długi – ot intro i sześć numerów, raptem 42 minuty muzyki – ale ciągnie się okrutnie. Nie pomaga na pewno okropnie monotonny wokal, trafia się tu troszkę udanych gitarowych riffów, ale wszystko to ginie w tym powolnym, sennym mieleniu, posępnym „klimacie” i ogólnym rozmemłaniu. Viking metal to nie jest mój ukochany gatunek, ale na Thora! Jak Quorthon robił kawałek o pradawnych bogach piorunów i innych takich to z nagrań biła potęga, surowizna i moc! Jak śpiewał, fałszując przy tym niemiłosiernie, te ponure ballady o dawnych czasach to były w tym jakieś emocje, nie było to łatwe, lekkie i przyjemne ale słuchało się z wypiekami na twarzy! Tutaj tego nie ma – jest po prostu kilkadziesiąt minut poprawnego, bezdusznego i kwadratowego grania i zaśpiewy „łoooo-ooooo” i odrobina mrocznych klawiszy – no jakież to oryginalne i wciągające. Zdarza się, że panowie postanawiają zagrać troszkę żwawiej i wtedy automatycznie robi się ciekawiej (choćby w drugim numerze, Nattramn albo w dalszej części utworu ostatniego ). Ale za mało, zdecydowanie za mało tutaj ciekawych rozwiązań, motywów i tak dalej, żeby przyciągnąć uwagę słuchacza na dłużej. Oczywiście, przy bardziej żwawych odmianach metalu jest prościej – starczą trzy – cztery motywy na kawałek i skoczny rytm i człowiek się cieszy… Ale to nie jest żadne wytłumaczenie, nie wiem jak Wy drodzy czytelnicy, ale ja nie lubię się przy słuchaniu jakiejkolwiek muzyki męczyć – a przy tym albumie lekko nie było, hehe. Żeby było jasne – wykonawczo jest super, brzmienie porządne, pełna profeska – ale kurde czy to coś niezwykłego w dzisiejszych czasach? Pewnie się nie znam i ten album będzie płytą miesiąca i zagości w podsumowaniach roku, ale trudno – nie podoba mi się ta płyta i już. Od muzyków z takim stażem można wymagać więcej.
Wyd. Cyclone Empire, 2015
Lista utworów:
1. THE SON OF VINDSVALR
2. MIDSOMMARBLOT
3. NATTRAMN
4. THE DANCE OF THE ELVES
5. DARK WATERS
6. ACROSS THE GIANT’S BLOOD
7. THE NEMESIS OF FREJ
Ocena: 5/10