RITUAL CHAMBER – The Pits of Tentacled Screams
(1 marca 2015, napisał: Paweł Denys)
Jest smoła i jest git. Tak mi się nasunęło na myśl takie wybitne zdanie po wielokrotnym przesłuchaniu debiutanckiego materiału Ritual Chamber. Od zawsze praktycznie jestem sceptycznie, a nawet bardzo sceptycznie, nastawiony do projektów jednoosobowych. Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć te, które w jakikolwiek sposób zapadły mi w pamięć i po dziś dzień w niej zostają. Ritual Chamber ma wszelkie predyspozycje ku temu, aby na stałe zagościć wśród nazw, do których będę regularnie wracał i rozkoszował się ich muzyką. Death metal prezentowany przez ten projekt to istny miód na serce. Zero oglądania się na obecnie panujące mody, zero technicznych wygibasów, które bardzo często potrafią rozwodnić ciekawą muzykę i wymęczyć słuchacza. Tutaj takie elementy nie są ważne. Ba, nie ma ich wcale. Przede wszystkim najważniejszym elementem tej muzyki jest duszność. Ten materiał potrafi przytłoczyć. Za sprawą brzmienia momentalnie zaczyna brakować tlenu, gardło ściska śmiertelny uścisk. Monolit, to słowo najbardziej pasuje do opisania zawartości tej płyty. Trudno skupić się na pojedynczych fragmentach, co w ostatecznym rozrachunku okazuje się mocnym punktem płyty. Nie ma sensu odbierać tego materiału inaczej niż zamkniętej całości. Całości, która fenomenalnie oblepia człowieka, przylega do każdego zakamarka ciała, wchłania się momentalnie i rośnie w człowieku z każdym kolejnym przesłuchaniem. Nie jest to muzyka dla każdego. Skierowana jest do ludzi, którzy uwielbiają babrać się w smole, jak również z sentymentem wracają do płyt wydanych na początku lat 90-tych. Zarówno tych death metalowych, jak i pierwszych płyt np. My Dying Bride i Paradise Lost ( np. końcówka drugiego kawałka). W kilku momentach duch tych zespołów, z początków działalności, jest mocno wyczuwalny w propozycji Ritual Chamber. Dodają te elementy płycie smaku. Sprawiają, że słucha się tego z zapartym tchem, a po wszystkim ma się sporą ochotę na kolejny raz. Dobrze rokuje ten projekt na przyszłość. Udowadnia też, że w Stanach Zjednoczonych, gdzieś głęboko pod powierzchnią rodzi się nowe, które z czasem powinno wypłynąć na szerokie wody i skutecznie zawalczyć o uznanie maniaków. Do tej pory symbolem nowego w death metalu była przede wszystkim Finlandia i to się nie zmieni za sprawą tej płyty. Udowadnia jednak „The Pits of Tentacled Screams”, że w tym niby skostniałym gatunku rodzi się nowa jakość, która powinna bez trudu przekonać wszystkim, że przed tą muzyką jeszcze dużo dobrego. Warto sięgnąć po ten materiał. Jest wart tego, żeby poznało go jak najwięcej ludzi. Sprawa powinna być o tyle ułatwiona, że wznowieniem tego na CD zajęła się jedna z naszych rodzimych wytwórni.
Wyd. Hellthrasher Records, 2015
Lista utworów:
1. The Dawning of a New Inversion
2. Glorious Curse of Almighty Death
3. A Thermonuclear Fate
4. Black Rites of Conjuration
5. Nomad Daimons
Ocena: 8/10
https://www.facebook.com/theritualchamber?fref=ts