Deivos – Theodicy
(8 lutego 2015, napisał: Paweł Denys)
O ho ho, Deivos cholernie mocno nam dojrzał. Nie, nie chodzi mi o wiek muzyków itp. brednie. Piszę tu o samym podejściu do muzyki. Wyraźnie słychać, że panowie nie mają zamiaru już z nikim się ścigać, popisywać techniką, na maksa komplikować swoich utworów. Zrozumieli widocznie, że nie tędy droga, a może po prostu odpuścili i nagrali album, taki jaki im w duszach grał. Album nasycony znakomitymi pomysłami, kapitalnie sunącymi do przodu kawałkami, które niezwykle płynnie przechodzą jeden w drugi, a to w głównej mierze dzięki połączeniu ich w jedną całość za pomocą sampli. Cholernie rozważna jest to muzyka. W końcu ktoś tu zrozumiał, że nie trzeba do przesady epatować techniką i zabójczymi prędkościami, aby zabić. „Theodicy” jest albumem nasyconym, potężnym, takim który potrafi zabić na wiele sposobów i za każdym razem będzie to sposób skuteczny. Deivos wyraźnie zwolnił, postawił na gniotące jaja motywy. Nie brakuje tu oczywiście momentów, gdy całość spuszczana jest ze smyczy i z furią rzuca się na słuchacza, ale nie to jest dla mnie solą tej płyty. O wiele większe wrażenie robią na mnie fragmenty, gdy z zabójczą precyzją, przy wsparciu znakomitego brzmienia, zespół zwalnia i miele równiutko wszystko, co tylko spotka na swojej drodze. Gdy na pierwszy plan wychodzi znakomicie osadzony riff, który jest w stanie kruszyć mury. Słyszę tu wielkie obeznanie i sporą otwartość na inne rozwiązania niż te dotychczas w przewadze wykorzystywane. Nie ma potrzeby ścigać się z kimkolwiek, kombinowania ponad miarę i ładowania tuzina dźwięków raz za razem. Taka muzyka oczywiście też ma swoje zalety, ale Deivos zostawił to poletko innym i postanowił pójść w inną stronę. Zrobił to z wielką klasą. Pokazał, że aby nagrać znakomity album death metalowy wskazane jest zachowanie pewnego umiaru i postawienie na kompozycję jako całość. Praktycznie każdy kawałek na tej płycie ma w sobie element, który momentalnie zapada w pamięć. Wielką rolę w tej całej układance odegrał Wizun. Mistrz nagrał genialne bębny. Krowie dzwonki oczywiście są, ale to w jaki sposób nakręca całą machinę, jak daje sygnały do rozpoczęcia ofensywy lub rozpoczęcia powolnych tortur, budzi mój wielki szacunek. Wielka pieprzona klasa! Całościowo Deivos tym albumem awansuje dla mnie do ekstraklasy death metalu w naszym kraju. Awansuje do grona zespołów, które zrozumiały w czym tkwi sens i co należy robić, aby nagrać album pełen niesamowitych pomysłów, rozwiązań aranżacyjnych i po prostu wciągający i zapewniający rozrywkę na wiele długich tygodni. „Theodicy” to pokaz siły i klasy i nie ma inaczej. Tego albumu chce się słuchać i należy to robić, jak najczęściej i jak najgłośniej. W mokrych gaciach i szczęką leżącą na podłodze polecam wam ten album i już się zamykam. Amen.
Wyd. Selfmadegod Record, 2015
Lista utworów:
1. Theodicy
2. El Shaddai
3. Ochlocracy
4. Mandatory Mayhem
5. Amor Sui
6. Parasite
Ocena: +9/10
https://www.facebook.com/Deivos?fref=ts