Shartten – Promo 2015
(9 lutego 2015, napisał: mielony)
Zdarzyło mi się zastanowić nad tym, że skoro mamy w Polsce taki wysyp metalowych kapel, które mają jakąś bazę entuzjastów i przynajmniej jeden pełny album na koncie, to ile jest takich, które całkiem fajnie grają i nie wydały jeszcze nic lub też skromnie oznaczyły swoją bytność promówką/demkiem? Myślę, że może ich być całe setki. Pisując sobie o metalu od czasu do czasu, nieprzerwanie trafiam na jakąś świeżą krew. Ostatnim takim zespołem jest Shartten właśnie. Mózgiem tej inicjatywy jest wokalista i gitarzysta znany jako Mariusz, który ogarnął tu kompozycje, teksty oraz oprawę graficzną. W dołączonej wkładce wyraźnie widać też dwóch innych chłopa, ale nie są wymienieni z imienia tudzież pełnionej funkcji, dlatego idzie się domyslić, iż są to basista oraz garowy tej grupy. Co też warto wspomnieć, miksem i masteringiem zajął się Yanuary, świetny wioślarz, który pociskiwał m.in. w Anal Stench, a do tego jedyny oryginalny członek Thy Disease od lat działającego na naszej scenie. Mimo wszystko jednak jego obecność w studio nie jest gwarantem materiału urywającego dupę. Te cztery thrashowe kawałki to porządny, poprawny łomot, którego słucha się raczej z kamienną twarzą, bowiem ani sromota, ani też dzika radość mnie przy tej muzie nie ogarnęły. Jako że jest to rzecz krótka, to i naszło mnie, by sprawdzić, czy z każdym kolejnym odpaleniem będę się weń mocniej wkręcać. Owszem, nie bez oporów, ale zaczynałem coraz lepiej przyswajać muzę Shartten. Jednakże w dalszym ciągu całość zdawała się być po prostu w porządku. Zdecydowanie nie ma się czego wstydzić, a osobiście nawet chcę wierzyć, coby z czasem formacja ta wysmarowywała nam jeszcze lepsze ochłapiszcze. W pewien sposób intrygująco w tym wszystkim wypada na pewno wokal Mariusza. Mam wrażenie, że został przepuszczony przez jakiś filtr, ale też nie wykluczam pomyłki z mojej strony. Głos ma on dość intrygujący, co może stać się znakiem rozpoznawczym kapeli. Kolejna kwestia warta wspomnienia to na pewno solówki, które przyjemnie urozmaicają kompozycje i tu również liczyłbym w przyszłości na jeszcze lepsze popisy. Na koniec jeszcze taka drobnostka. Wiemy, że nie szata zdobi człowieka (płytę), ale przyodziewek, choćby i skromny, to powinien nie kłuć w oczy. Tak, cover jest wybitnie nieciekawy, a przecie zacna wizytówka zawsze robi dobre pierwsze wrażenie. Naprawdę nie wiem jaką oceną opatrzyć tą promówkę, bo mimo tego mojego całego jęczenia w jakiś sposób jednak nabrałem dozy zainteresowania, toteż widoczne niżej 6+ proszę traktować z przymrużeniem oka, a z czasem i z kolejnymi materiałami pewno dobijemy spokojnie do ósemki.
Wyd. własne, 2015
Lista utworów:
1. Sound of Hate
2. Inner Abyss
3. Pure Insane
4. Slave
Ocena: 6+/10