Oblivion – Xenopath
(23 stycznia 2015, napisał: Paweł Denys)
Trochę późno ta płyta do mnie dotarła, no ale skoro pojawiła się w fizycznej formie, to trzeba parę zdań skrobnąć. Od razu wypowiem się na temat „Xenopath” jasno, coby nie było żadnych niedomówień. Nie wiem, czy ten album mi się podoba, czy też nie. Skąd to niezdecydowanie? A no stąd, że z jednej strony całkiem sporo tu fragmentów, które w pozytywny sposób podnoszą mi ciśnienie, a zadowolenie gości na mojej twarzy. Z drugiej strony, jest tu trochę rzeczy, które niezbyt celnie trafiają w mój gust, a wtedy jakoś nie mam wielkiej ochoty na słuchanie całości. Ten album dostarcza sporych amplitud temperatur. Bez dwóch zdań jest to death metal, przynajmniej w przeważającej większości. Nie jest jednak to granie, które najbardziej lubię w tej odmianie metalu. Na plus na pewno mogę zaliczyć poziom brutalności muzyki. Jest chłosta i to nie podlega najmniejszej dyskusji. Czuć duże zaangażowanie i nerw w muzyce. Gdy tak to wygląda to jestem skłonny klaskać w dłonie. Niestety (czy zawsze musi być jakieś niestety?) ta płyta, jak dla mnie, za dużo ma naleciałości z death core’a i melodyjnych pochodów, które cholernie mocno zakłócają mi swobodny odbiór. Te wszelkie zwolnienia, wgniatanie w glebę podszyte jakimiś melodyjnymi wstawkami wywaliłbym na zbity pysk. Doskonale słychać, że Oblivion umie grać death metal i doprawdy nie wiem po jaką cholerę tak mocno komplikują sprawy. Gdy jakiś kawałek się fajnie rozpędza, to od razu jest hamowany i cała para idzie w gwizdek. Szkoda trochę, bo tych przyjemnych rzeczy jest tu całkiem sporo. Są jednak poupychane w poszczególnych kawałkach i trochę czasem trzeba się naczekać, aż się pojawią. Fani nowoczesnego grania pewnie łykną ten materiał niczym kieliszek zimnej wódki. Ja czuję się przez większość czasu, jakby ktoś za karę kazał mi pić ciepłą wódkę. Doskonale wiecie, że to nie jest najprzyjemniejsza rzecz na świecie. Pod jeszcze jednym względem mnie ta płyta w większej mierze rozczarowuje niż zachwyca. Mianowicie, słychać, że poszczególni członkowie ( i jedna członkini) tego zespołu mają duże umiejętności. Słychać, że absolutnie nie oszczędzają swoich instrumentów. To nawet dobrze, ale za dużo tu wszystkiego, a za mało naprawdę konkretnej muzy. Takiej, co sunęłaby do przodu i nie brała żadnych jeńców. Tego mi brakuje i dlatego nie jestem w stanie zaakceptować w pełni albumu. Okładka, biegłość instrumentalna, brzmienie i kilka chłoszczących zad fragmentów, to plusy płyty. Te wszelkie wstawki z gadaniem, elementy death core’a i wszechobecne kombinowanie, to z kolei minusy. Tak w ostatecznym rozrachunku tych drugich jest więcej, a więc nie pozostaje mi nic innego, jak ocenić całość na połowę naszej skali. Nie mniej, nie więcej.
Wyd. Self released, 2013
Lista utworów:
1. Prelude to Suffering
2. The Desolate Form
3. Bleed for Me
4. The Orphanage
5. Pigs
6. Xenopath
7. Dead Silence (Charlie Clouser cover)
8. Dead Ornaments
9. Utoya
10. Inception
11. Grave Between Us
Ocena: 5/10
https://www.facebook.com/Oblivionpl?ref=ts&fref=ts