Godflesh – A World Lit Only by Fire
(1 stycznia 2015, napisał: Paweł Denys)

Trzynaście lat czekania. Miliony myśli i możliwych scenariuszy. Z jednej strony wielka radość, że ten album się ukaże, a z drugiej strony spore obawy o formę. To nie mógł być zwykły album, to musiał być majstersztyk. Każda inna opcja okazałaby się zawodem. Okazało się jednak, że wszelkie obawy były nieuzasadnione. Musiałem stanąć przed lustrem i prosto w twarz wykrzyczeń sobie, że byłem durniem wątpiąc w Godflesh. „A World Lit Only By Fire” jest dziełem kompletnym w każdym elemencie. Równie dobrze ten album mógłby się ukazać chwilkę po „Hymns”. Czas zdaje się nie mieć żadnego wpływy na ten zespół. Panowie są w doskonałej formie. Przygotowali album, który zmiata wiele innych produkcji z rynku i przywraca wiarę w magię muzyki. Czuć tu ewidentnie wielkie emocje, a także wielokrotne muśnięcia geniuszu muzycznego. W gruncie rzeczy ta płyta jest cholernie prosta, ale została tak genialnie skonstruowana, że przez cały czas targają mną olbrzymie emocje. Nie potrafię ich opanować nawet po kilkudziesięciu przesłuchaniach. Za każdym razem, gdy tylko odpalam krążek gęba otwiera mi się z podziwu. Przede wszystkim ciężar nowych kawałków Godflesh jest okrutny. Trzy pierwsze utwory to istne czołgi. Kompletna miazga. Nie ma przebacz, jest jedynie fizyczny ból i wielkie uczucie zadowolenia. Dalej wcale nie jest łatwiej, ale jest trochę inaczej. Źle? Wyplujcie to słowo i kopnijcie się w głowy! Mierząc się z własną legendą, panowie Justin B. i B.C. Green postawili na sprawdzone patenty, ale życzę każdemu, aby po nagraniu niezliczonej ilości muzyki wciąż był w stanie wygrzebać z siebie dźwięki o takiej klasie. Nawet, gdy płyta skręca w bardziej natchnione momenty ( np. „Forgive Our Fathers”) jest frapująco i wciągająco. Te dźwięki oblepiają człowieka bardzo dokładnie. Chłodna analiza nie ma tu najmniejszego sensu. Tego trzeba słuchać głośno, za każdym razem dawać się ponieść muzyce i chłonąć niczym gąbka. Te kurewsko proste riffy, hałaśliwe tła i kruszący mury bas. Tak niewiele trzeba, aby nagrać album idealny w każdym calu. Historia Godflesh toczy się na nowo i możemy mieć tylko nadzieję, że szybko się nie skończy. Nie teraz, gdy tak wielka energia twórcza jest wyczuwalna na każdym kroku. Pisanie o tej płycie nie jest łatwym zadaniem. Trudno się skupić na suchym opisie i jeszcze trudniej oddać w paru zdaniach wielkość tej płyty. Najlepiej jest włączyć i słuchać. Raz za razem, aż do kompletnego zatracenia. Czynię tak od dłuższego czasu i coś czuję, że za szybko to się nie skończy. „A World Lit Only By Fire” to naprawdę spore muzyczne wydarzenia i z pewnością najmocniejszy strzał roku 2014. Godflesh powróciło w glorii i chwale. Niechaj ten stan trwa w nieskończoność. Amen.
Wyd. Avalanche Recordings, 2014
Lista utworów:
1. New Dark Ages
2. Deadend
3. Shut Me Down
4. Life Giver Life Taker
5. Obeyed
6. Curse Us All
7. Carrion
8. Imperator
9. Towers of Emptiness
10. Forgive Our Fathers
Ocena: 10/10
http://godflesh1.bandcamp.com/album/a-world-lit-only-by-fire
