X-Mass Noize Night vol. X
(30 grudnia 2014, napisał: Paweł Denys)
Data wydarzenia: 27.12.2014

Małą tradycją w moim przypadku staje się fakt, że pod koniec grudnia muszę zawitać do Gdyni, aby wziąć udział w cyklicznej imprezie organizowanej przez Blindead. W tym roku nie mogło być inaczej, zwłaszcza że był to weekend, a do tego okoliczności tak pięknie się poukładały, że nie musiałem szybciutko wracać do siebie. Wszystko zapowiadało się więc dobrze. Zmiana miejsca z Ucho na Atlantic ciekawiła mnie nie mniej niż same zespoły, które miały w jubileuszowej edycji wziąć udział. Okazało się, że ten klub znakomicie pasuje do dzisiejszego oblicza głównej gwiazdy imprezy, jak i do wersji utworów, które zaprezentowali na samym koncercie. O tym jednak poczytacie później. Najpierw wypadałoby skrobnąć kilka zdań o tych, którzy zagrali wcześniej.
Jako pierwszy zaprezentował się zespół 1926. Gdzieś tak kiedyś obiła mi się o uszy ich muzyka. Miałem nawet okazję na jakimś koncercie ich zobaczyć, ale zupełnie nic z tego nie pamiętałem. Nie wiem czy to wina była zespołu, czy też może czegoś zupełnie innego, ale tym razem postanowiłem spokojnie i uważnie posłuchać. Ze szklaneczką whiskey stanąłem sobie z boku i włączyłem słuch. Trzy gitary, bas i perkusja. Wokalu niet. Co z tego wyszło? Bardzo dobra muzyka, która może i niekoniecznie nadaje się do scenicznej prezentacji, ale na mnie zrobiła duże wrażenie. Słychać było, że 1926 ma na siebie pomysł. Widać było dobre zgranie i oddanie muzyce. Prym w tym show wiodła basistka. Najpierw duże brawa dla akustyka, który znakomicie ją nagłośnił. Proszę państwa, ta pani pokazała, jak grać proste dźwięki i zachwycić nimi publikę. Niesamowite wyczucie, świetne zgranie z perką i wcale nie grała pod gitary. One grały sobie, a pani basistka sobie. Inna sprawa, że z tego wyszła naprawdę dobra muzyka, która bezboleśnie wprowadziła w klimat wieczoru. Będę z pewnością się im uważnie przyglądał, bo coś czuję, że przy dźwiękach 1926 niejeden wieczór spędzę w innym wymiarze. Koncert ze wszech miar udany. Brawo!
The Shipyard. Nie znałem zupełnie tego zespołu. Kompletnie nic. Okazało się, że to wcale nie jest młody zespół. Dwie płyty na koncie, a tworzą go muzycy, którzy na polskiej scenie alternatywnego rocka są nie od wczoraj. A jak sama muzyka wypadła na żywo? Zaskakująco dobrze! Może ten zespół najmniej pasował do całego zestawu, ale tańce przy nim były przednie. Ich zimna, a jednocześnie bardzo przebojowa muzyka wręcz zmusza do ruszenia zadu. Przebój za przebojem, dużo znakomitych dźwięków i spory luz na scenie, w czym przoduje wokalista. Pełen profesjonalizm, a do tego znakomita muzyka. Nie omieszkałem po tak świetnym show zakupić płyt, jak również wpisać sobie The Shipyard na listę kapel, których poczynania trzeba uważnie śledzić. Nie samym metalem człowiek żyje i ten zespół mi o tym przypomniał. Widziałbym ich na trasie z Beastmilk. Mają kilka punktów zbieżnych z sąsiadami z północy.
Na Ampacity czekałem niecierpliwie. Ich debiutanckie wydawnictwo często gościło i gości wciąż w moim odtwarzaczu. Ciekaw byłem nowych dźwięków, które kapela miała zgromadzonym w klubie zaprezentować. Tak też się stało, ale ja odniosłem wrażenie, że chyba jeszcze nie wszystko jest w tym w pełni dopracowane. Pewnie inaczej bym pisał gdybym mógł z tymi dźwiękami na spokojnie się zmierzyć w domu, ale na koncercie to mnie nie porwało. Wydaje się, że kapela jeszcze mocniej chce eksplorować tematy podjęte na debiucie, ale co z tego wyjdzie, to się okaże w przyszłości. Niemniej jest to bardzo zgrany i świadomy swoich celów zespół. Tradycyjnie życzyłbym sobie więcej wokali Dziablasa i mnie latania w kosmosie, a więcej konkretnego przyłożenia, oczywiście w ramach konwencji. Zadowolony byłem, ale nie na maksa. Winylową wersję debiutu jednak zakupiłem, a więc nie było opcji, aby w jakimś większym stopniu być rozczarowanym. Szybko ten koncert zleciał, a ja tak naprawdę jestem w kropce. Czekam jednak na nowe wydawnictwo i wtedy jeszcze raz wybiorę się na występ tego nietuzinkowego i oryginalnego zespołu.
No i przyszedł czas na Blindead. Wiele razy widziałem już ich na żywo. Wiele razy przeżywałem spore emocje dzięki temu. Tym razem na nic wielkiego się nie nastawiałem, bo też zaskoczeń nie mogło być żadnych. Przynajmniej dla mnie. Nie będę jednak ściemniał i napiszę wprost. Dla mnie to był najsłabszy koncert tego zespołu, jaki miałem okazję obejrzeć. Nie to, żeby kapela zagrała jakoś dramatycznie źle. Było wręcz przeciwnie. Duży profesjonalizm bije obecnie z Blindead i nie ma mowy o żadnej fuszerce. Zabrakło mi w tym jednak tej niesamowitej energii. Jakiegoś błysku, jakiejś większej chemii. Spodziewałem się, że kawałki zagrane pod płytę koncertową wcale na żywo nie muszę wypaść tak doskonale, jak na płycie, ale naprawdę nie mogę napisać, że te wykonania mnie porwały. Momentami wiało ze sceny nudą. Zdaję sobie sprawę, że stare Blindead już nie powróci, że obecnie ta kapela jest w zupełnie innym miejscu i ma przed sobą inne cele. Ostatni studyjny album przyjąłem z entuzjazmem, ale na tym koncercie właśnie tego entuzjazmu mi zabrakło. To był po prostu kolejny koncert tego zespołu, który niczym szczególnym się nie wyróżniał. Nie jestem przekonany, że idą panowie w dobrym kierunku, ale skoro czują się w tym dobrze, to nic mi do tego. Ja sobie mogę jedynie ponarzekać i tyle. To, że grają sprawnie mi nie wystarcza. Potrzebuję emocji, a tych ewidentnie tego wieczora zabrakło. Może to słabszy dzień, może jakaś rutyna się wkradła? Koncert to zapomnienia. Czas zrobić sobie dłuższą przerwę od wizyt na koncercie tego zespołu. Czas poczekać na nowy album ( czekam bardzo niecierpliwie!), pochłonąć go i wtedy wybrać się ponownie na koncert. Dodam jeszcze, że spora część publiki absolutnie nie podzielała moich odczuć i bawiła się w najlepsze. I o to właśnie chodzi.
Reasumując: To była chyba najsłabsza edycja X-Mass na jakiej byłem. Do tej np. z 2012 roku nawet nie ma co się równać. Dużym plusem był dla mnie koncert The Shipyard. Minusem za to forma Blindead. Czepiam się? No pewnie, że się czepiam! Tak czy siusiak, do zobaczenia za rok!
