Gallileous – Voodoom Protonauts
(13 grudnia 2014, napisał: Pudel)

Wstyd przyznać, ale mimo mojego sporego zainteresowania muzyką wolną i ciężką nie miałem wcześniej okazji zetknąć się z twórczością wodzisławskich weteranów doom metalowego grania z Gallileous. Kojarzyłem, że zespół był pionierem funeral doom metalu na polskiej ziemi, tak więc najnowszy materiał grupy mocno mnie zaskoczył. Panowie dalej grają ciężko i raczej niezbyt szybko, ale jednak muzycznie jest to zupełnie inna para kaloszy niż „pogrzebowy” doom. Mianowicie na „Voodoom Protonauts” zespół zabiera słuchacza na wycieczkę w mocno pustynne okolice. Znaczy się muzycznie całkiem blisko temu do stoner rocka. Ale nie tego wesołkowatego, rokenrolowego, tylk0 do tych bardziej „transowych” fragmentów twórczości Kyuss czy nawet Sleep. Najbardziej jednak muzyka z tego krążka skojarzyła mi się z albumem kanadyjskiego SHeavy, „Electric Sleep”. Tak jak tam mamy tutaj sabbathowo – kyussowe, ale jeszcze ciut bardziej zwolnione gitary(które jednak nie są jakoś przeraźliwie ciężkie), lekko przesterowany beznamiętny wokal zaś nad całością unosi się zadymiona, psychodeliczno – kosmiczna aura. To co wyróżnia Gallileous (i to zdecydowanie na plus!) to gęste wykorzystanie instrumentów klawiszowych. Obsługujący je osobnik ,ukrywający się pod pseudonimem Boogie, nie jest wprawdzie stałym członkiem zespołu ale daj szatanie każdej kapeli takich gości na płytach. Brzmienia organów Hammonda doskonale wzbogacają kompozycje i naprawdę nie jest to jakieś pitolenie w tle, tylko konkretne granie mogące przywołać na myśl to, co w Atomic Rooster robił z klawiaturami Vincent Crane albo w Vanilla Fudge Mark Stein. Pan klawiszowiec nie występuje z zespołem na koncertach i bardzo jestem ciekaw jak te kawałki brzmią na żywo bez parapetu – na płycie gitary i klawisze naprawdę doskonale się uzupełniają! Poszczególne utwory nie są przesadnie długie (jak na standardy takiego grania) co też dobrze wpływa na odbiór albumu – w końcu płytę po 35 minutach można odpalić ponownie jeśli komuś mało, natomiast produkcji godzinnych czy dłuższych czasami ciężko dosłuchać do końca, hehe. Utwory niekoniecznie wpadają w ucho przy kilku pierwszych podejściach, natomiast od razu pamięta się klimat, nastrój całości. Wprawdzie są tu bardziej „przebojowe” fragmenty – choćby utwór tytułowy czy „Yeti Scalp” – ale cały album jest raczej równy i tworzy jedną, zwięzłą całość. Całość dodajmy bardzo dobrą. Oczywiście, trzeba mieć odpowiedni nastrój do takich dźwięków, ale od czasu do czasu zdecydowanie warto się zanurzyć w tym dźwiękowym „wywarze” zaserwowanym przez śląską grupę.
Wyd. Epidemie Records, 2014
Lista utworów:
1.A Daub
2.Yeti Scalp
3.Voodoom Protonauts
4.The Green Fairy
5.Brand New Cosmos
6.Omen of Death.
Ocena: +8/10
