Banisher – Scarcity
(11 grudnia 2014, napisał: Paweł Denys)

Poprzedni materiał Banisher nawet mi się spodobał. „Slaughterhouse” nie była może płytą, którą wspomina się po latach i chętnie do niej wraca w wolnej chwili, ale miała bez wątpienia swój czas i parę razy zagościła w moim odtwarzaczu. Gdy więc dotarła do mnie nowa płyta rzeszowskiego ansamblu bez większych oporów wrzuciłem ją do odtwarzacza z zamiarem sprawdzenia, co nowego w Banisher słychać. Panowie wciąż parają się death metalem z grindowymi naleciałościami. Wciąż ta muzyka potrafi dostarczyć sporej dawki zabójczej energii. Wyraźnie słychać, że wciąż bawią ich techniczne niuanse. Utwory same w sobie są nieźle pokombinowane, naszpikowane ciekawymi zagrywkami, ale jednocześnie na tyle spójnie zaranżowane, że zamiast skupiać się na zakrętasach i uważać żeby się nie wyłożyć, mogłem bez obaw słuchać płyty i nie myśleć o niczym innym. Poprawie na pewno uległa kwestia brzmienia. Chodzi tu wszystko zawodowo. Materiał tnie równiutko, a także uzyskany w studiu efekt pozwala bez zbędnego wysiłku wyłapać wszystkie ciekawe zagrywki. Dobrą robotę i w tej kwestii zespół wykonał. Jest też dawka humoru, ale nie takiego prostackiego i niezbyt w gruncie rzeczy śmiesznego. Na poprzedniej płycie bohaterem żartu był Mario, a teraz wzorowo został odegrany patent znany z Benny Hilla. Jeśli komuś nie jest z takimi zabiegami po drodze, to zawsze może wyłączyć płytę przed ostatnim kawałkiem. Mi to pasuje, a więc nie wyłączam, a wręcz podgłośniam, hehe. Problem z tym albumem jest za to jeden, ale fundamentalny. Nie wiem do kogo ta płyta jest adresowana. W dzisiejszych czasach, gdy rządzi oldschool, a techniczne granie zeszło niejako na margines, płyta ta może przejść bez echa. Wiem, a nawet jestem przekonany, że zostanie doceniona przez wąskie grono. Bez większych problemów powinna też zebrać pozytywne recenzje, ale to by było na tyle. Wielkiej kariery im niestety nie wróżę. To nic, że potrafią grać i robią z tych umiejętności niezły pożytek. Dzisiejszy słuchacz nie bardzo chce się męczyć podczas słuchania płyt i tu widzę problem. Może się mylę i album zjedna zespołowi grono zwolenników, a może nie? Tylko czas może na to odpowiedzieć. Banisher zrobił wszystko co w jego mocy. Nagrał dobry materiał, napakowany ciekawymi pomysłami, niebanalnymi umiejętnościami i co najważniejsze nie przekombinowany. Mi to pasuje, ale też nie na każdą porę dnia i nocy. Muszę mieć odpowiedni nastrój, aby się ze „Scracity” mierzyć. Doceniam, ale mam też obawy o popularność tej płyty. Obym się mylił, bo zespół ten bezwzględnie wart jest szeszej uwagi.
Unquiet Records, 2013
Lista utworów:
1. War On Drugs
2. Scarcity
3. Vanity
4. Dystopia
5. Black Blood
6. Incentives
7. Paradigm Shift
8. Exceptionalism
9. Corporatocracy
10. Benny Hill
Ocena: 8/10
https://www.facebook.com/banisherofficial
