Frozen Ocean – The Dyson Swarm
(14 listopada 2014, napisał: Paweł Denys)

Frozen Ocean to rosyjski twór, za który odpowiedzialna jest jedna osoba zwąca się Vaarwel. Ten jegomość nagrywa sobie od 2005 roku i robi to z wielką częstotliwością. Nie raz zdarzyło się, że w jednym roku zdążył opublikować nawet po dwa pełne albumu swojego projektu. Nie żeby było w tym coś złego, no bo skoro rozpiera go wena twórcza, to niech sobie tworzy w najlepsze. Niemniej takie postępowanie już na wstępie wzbudziło moją ciekawość, jak również podejrzenia. Jak się okazało, gdy tylko „The Dyson Swarm” poleciało ze słuchawek, ta pierwsza myśl była zdecydowanie bliższa prawdy. Jakoś do tej pory nie miałem okazji się z tym rosyjskim tworem zetknąć, i już wiem, że wcale nie mam czego żałować. Choć muszę przyznać, że przy pierwszym kontakcie nawet poczułem się zaciekawiony albumem. Jednak trwało to zaledwie chwilkę i przeszło. Ja nawet lubię raz na jakiś czas zanurzyć się w takich dźwiękach, ale tu jest bida z nędzą. Jeszcze te spokojniejsze fragmenty, gdy nie pojawi się nic metalowego, potrafią przy sobie zatrzymać. Jest w nich jakaś fajna myśl, jest ciekawy klimat z lekka kierujący myśli w kosmiczne rejony. Co z tego, jeśli zaraz pojawiają się roje komarów w tle ( gitarami tego nie ośmielę się nazwać), a pan dyrygent coś tam skrzeczy pod nosem. Wychodzi to komicznie, chociaż wiem, że są takie jednostki, co to mogą chwycić za żyletki i się z nimi trochę zabawić. Ja za stary i za trzeźwo myślący jestem, żeby dać się na takie coś złapać. W większości ten materiał nudzi jak jasna cholera. Długie, ciągnące się jak gluty z nosa motywy nie są tym czego szukam. Tym bardziej, że tutaj nie ma nic dobrego w tym. Nie jestem w stanie dłużej niż parę sekund przy tym usiedzieć. Te jęki działają mi na nerwy po prostu. Grać taką muzykę, to zwyczajnie trzeba umieć. Nie wystarczy powlepiać klawiszowe dźwięki. Trzeba to zrobić z pomyślunkiem, umieć umiejętnie poprowadzić narracje utworów, tak aby potencjalny słuchacz odczuł klimat na własnej skórze i bez oporów pozwolił tym dźwiękom wejść do głowy. Tymczasem po wysłuchaniu „The Dyson Swarm” ma się jedynie ochotę zapomnieć jak najszybciej o tym „arcydziele”. Na miejscu Vaarwela wyjebałbym wszystkie gitary i zajął się muzykę czysto klawiszową. To mu nawet zgrabnie wychodzi, choć uklęknąć przy tym nie uklęknę. Za dużo tu nudy, a zdecydowanie za mało ciekawej muzyki. Rzecz do zapomnienia i wyrzucenia. Zdecydowanie lepiej w dzisiejszych czasach wychodzi Rosji produkcja zielonych ludzików.
Wyd. Kristallblut Records, 2014
Lista utworów:
1. Syzygy
2. CE-4
3. Sloan Great Wall
4. SHGb02 + 14a
5. Exoplanet (HD 85512 b)
6. The Dyson Swarm
7. UDFj-39546284
Ocena: +2/10
https://www.facebook.com/frozenoceanrus
