Eerie – Into Everlasting Death
(13 listopada 2014, napisał: Paweł Denys)
Arachnophobia Records zachowuje się bardzo nieładnie. No jak tak można wydać zaledwie kilka płyt w roku i jednocześnie pozbawić całą resztę nadziei na podjęcie jakiejś sensownej konkurencji? Oczywiście „Into Everlasting Death”, to nie pierwsza płyta wydana w tym roku, którą jeden z drugim zdążył już określić mianem rewelacji, debiutu roku itp. Zazwyczaj przy takich deklaracjach zachowuję daleko posuniętą ostrożność. Właśnie dlatego za „Into Everlasting Death” zabrałem się ze sporym skupieniem, aby przypadkiem nie przegapić żadnego fragmentu, który mógłby potwierdzić, że oto mam do czynienia z albumem bardzo dobrym, który to ma wszelkie zadatki na namieszanie w kończących rok plebiscytach. Tak wiem, że muzykom tworzącym Eerie takie rzeczy są zupełnie niepotrzebne i zapewne mają to wszystko głęboko w dupie, ale pewny jestem, że ten album będzie szeroko komentowany. Dlaczego? Bo to kurewsko dobra rzecz! Dawno już nie słuchałem tak mocno zakorzenionego w tradycji materiału, który jednocześnie znakomicie wpisywał by się w rodzimą scenę i nie stronił od dodawania czegoś absolutnie swojego. W błędzie będzie jednak ten, kto myśli, że założy przydługi sweter, binokle w grubych oprawkach i będzie się chwalił, jakiej to on podziemnej muzyki słucha. Taki ktoś zginie momentalnie przy kontakcie z tą płytą. Tu leje się smoła, wściekłość wylewa się z głośników i jest wręcz namacalna. Oczywiście to nie są jedyne składniki „Into Everlasting Death”, ale są zdecydowanie najważniejsze. Zdarza się zespołowi wpaść w klimat i z lekka wyciszyć, ale wtedy gotów jestem sięgnąć po ostry przedmiot. Wybitnie sugestywna jest ta płyta, działa na zmysły, poraża je, a całą resztę zmusza do wzmożonego wysiłku. Nawet, gdy uda wam się usiąść i w spokoju wysłuchać całości, bez trudu zauważycie ile tu się dzieje. Bez zbędnego wysiłku wyłapiecie ogrom pracy włożonej w te dźwięki. Każdy moment płynnie przechodzi w następny. Wszystko pięknie płynie do przodu, a gdy tylko pojawia się taka potrzeba, to wgniata w glebę i jeszcze dociska depresyjnym klimatem. Niszczy samo brzmienie całości, niszczą wokale, niszczy każdy pojedynczy fragment. Ten album jest tak cholernie równy i dopracowany, że mucha nie siada. Mógłbym w tym miejscu rzucić kilkoma nazwami, ale nie wydaje mi się, aby była tak potrzeba. Nie ma sensu podpierać się innymi. Lepiej po raz kolejny zapodać sobie ten album i coraz mocniej w niego wsiąkać. Może ktoś mi zarzuci zbytnią podnietę, ale mam to gdzieś, gdyż ten album tak zwyczajnie po ludzku mi się podoba. Pewny też jestem, że większości z was też się spodoba i kilka razy z zachwytu głośno mlaśniecie. Cholernie mocna rzecz, która udowadnia, że w naszym black metalowym grajdole dzieją się ostatnimi czasy rzeczy duże. Eerie nie będzie jakimś solidnym zapleczem, czy też jednym z wielu. Ten zespół z buta wchodzi do ekstraklasy i rozpycha się w niej solidnie łokciami. Nie wahajcie się nawet chwili i czym prędzej sięgnijcie po „Into Everlasting Death”.
Wyd. Arachnophobia Records, 2014
Lista utworów:
1. Mining Out of Black Earth
2. Into Everlasting Death
3. Among The Ashes
4. Of descending Moon
Ocena: 9/10
https://www.facebook.com/eeriebm?fref=ts