Sirenia – Sirenian Shores
(15 stycznia 2005, napisał: Prezes)

Po świetnym debiucie i trochę gorszym "An Elixir For Existence" Sirenia postanowiła kuć żelazo póki gorące i wydać mini-album "Sirenian Shores". Miałem wielką nadzieję, że to wydawnictwo podbuduje moją, nieco nadwątloną ostatnimi czasy, wiarę w ten norweski band. Tak się jednak nie stało…
Jako pierwszy otrzymujemy utwór tytułowy. Mocne gitarowe riffy, ciekawe klawisze, ostry męski wokal i anielski śpiew wokalistki. Jednym słowem nic, czego byśmy już nie słyszeli na poprzednich płytach. Drugim jest utwór "Save Me From Myself", z poprzedniej płyty, który został po prostu zremiksowany, wzbogacony o elementy elektroniki. Dalej mamy "Meridian" (utwór otwierający pierwszy album zespołu) przedstawiony w akustycznej wersji. Zrobił się z tego melancholijny, lekko smętny kawałek z klawiszami, skrzypcami i kobiecym wokalem w rolach głównych.
Na tego typu wydawnictwie nie może nigdy zabraknąć coveru, więc i Sirenia musiała zastosować się do tej zasady. W tym wypadku jest to utwór z repertuaru… Leonarda Cohena! Utwór jest zagrany ciekawie, dobrze wbija się w twórczość zespołu, choć porywający z pewnością nie jest. Na koniec otrzymujemy dosyć dziwny kawałek "Obire Mortem". Dziwny bo brzmi bardziej jak fragment scieżki dźwiękowej z filmu lub jakieś intro. Jak dla mnie jest to słabe zamknięcie krążka.
Wydanie tego krążka nie było chyba najlepszym pomysłem Mortena Velanda i spółki. Moim zdaniem takie posunięcie zadziała bardziej na niekorzyść zespołu niż na zwiększenie jego popularności. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko wyjąć tą płytę z odtwarzacza i ponownie wsadzić w tam "At Sixes And Sevens"…
Lista utworóó
1. Sirenian Shores
2. Save Me From Myself (remix)
3. Meridian (acoustic)
4. First We Take Manhattan (Leonard Cohen cover)
5. Obire Mortem
Ocena: +5/10
