Gravehill – Death Curse

(24 sierpnia 2014, napisał: Paweł Denys)


Gravehill – Death Curse

Nie ma chyba w obecnych czasach dnia, który by nie przyniósł informacji o jakimś nowym zespole czy płycie, która próbuje mierzyć się z oldschoolowym graniem. Strasznie dużo namnożyło się na scenie takich właśnie kapel. Coraz trudniej też w tym całym syfie znaleźć jakąś perełkę, która nie opierałaby się tylko na odgrzewaniu kotletów, a dodawałaby coś od siebie do z dawna znanej mikstury. Gravehill też bardzo obficie czerpie z dorobku mistrzów, którzy swoje najlepsze płyty wydali już bardzo dawno temu. Nie będziecie mieli wielkich problemów z wyłapaniem podczas słuchania „Death Curse” naleciałości z twórczości takich kapel, jak Sodom, Venom i np. wpływów death metalu ze Skandynawii. Niemniej te wpływy, czy wręcz zapożyczenia, to jedynie część muzyki zespołu, a nie jej najważniejszy składnik. Czuć w tej płycie wyraźnie indywidualizm zespołu, co z kolei przekłada się na miażdżący album. Cechuje „Death Curse” spora różnorodność. Obok naprawdę wściekłych momentów, gdy to zespół z brzytwą rzuca się do gardła i jest gotów je poderżnąć, pojawiają się znakomicie zmelodyzowane rzeczy, które wprost zmuszają do machania banią lub grania na zmyślonej gitarze. Można przy tej płycie z powodzeniem cofnąć się do dawnych lat i naprawdę nie śmierdzi tu świeżo wykopanym trupem. Oczywiście, że ta muzyka jest przewidywalna, ale tyle w niej energii i autentyczności, że udziela się to przynajmniej mi momentalnie. Bardzo szybko zostałem rzucony o glebę i chcę więcej i więcej. Kapitalnie dobrano do całości brzmienie, które pomimo sporej chropowatości i dużej zawartości wszelakiego syfu pozwala w pełni cieszyć się tą płytą. Tnie równiutko całość i to aż do białej kości, które trzeszczą aż miło. Tu nie ma żadnego zmiłuj. Jest tylko metal w swojej najlepszej postaci. Zero zabawiania się z wymyślnymi zagrywkami, zero niepotrzebnego kombinowania. Od początku ciężar i młyn. I co w tym wszystkim jest zdecydowanie najlepsze? A no to, że im dłużej ta płyta leci tym mocniej mi się podoba. Od samego początku po sam koniec jest tu werwa, są znakomite pomysły. Nie ma żadnego słabego fragmentu. Trudno złapać oddech, bo gdy nawet zespół wejdzie w wolne rejony, to ciężar wtedy wzrasta okrutnie, tak że nie ma mowy o chwili odsapnięcia. „Death Curse” jest jak kolec wbijany w oko wszystkich tych kapel, co to niedawno odkryły stare płyty i myślą, że już jest ok. Nie jest! Gravehill wam to dobitnie pokaże!

 

Wyd. Dark Descent Records, 2014

 

Lista utworów:

 

1. Gates of Hell
2. Death Curse
3. At Hell’s Command
4. Open Their Throats
5. Fear The Reaper
6. Unending Lust of Evil
7. Black Blood Rising
8. Crucified
9. The Ascending Fire

 

Ocena: 9/10

 

 

https://www.facebook.com/gravehill?fref=ts

 

 

divider

polecamy

Brüdny Skürwiel – Silesian Bastards Mutilation Case – Mutilation Case Pincer Consortium – Geminus Schism Königreichssaal – Psalmen’o’delirium
divider

imprezy

Banisher, Dormant Ordeal oraz Terrordome na wspólnej  trasie jubileuszowej! Finał „Metal 2 the Masses Polska 2025″ już 21 czerwca w Chorzowie Sólstafir ponownie w Polsce – koncert w Hype Parku Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Unholy Blood Fest IV – Toruń
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty