Thy Flesh – Thymiama Mannan
(22 lipca 2014, napisał: Prezes)

Szczerze mówiąc ten twór był dla mnie wcześniej anonimowy, choć istnieje już ponoć od 2004 roku. Po drodze było jakieś demo, dość długa przerwa w graniu, aż w końcu mamy pełny album, wydany pod skrzydłami rodzimej Odium Records.
Jeden rzut oka na okładkę i moje skojarzenia od razu pobiegły w stronę Watain i ich miażdżącego „Casus Luciferi” (rycinowa kreska, motyw oka). Już po zapuszczeniu płyty okazało się, że te skojarzenia były całkiem trafne. Thy Flesh gra bowiem bardzo mroczny, rytualny black metal delikatnie tylko muskany melodyjnymi motywami. Na pewno nie jest to jakaś tam kopia wspomnianego Watain, ale oryginalnym tego zespołu też nazwać nie możemy. Grecy po prostu korzystają z ogranych i sprawdzonych już patentów i wychodzi im to naprawdę nieźle. Morderczo szybkie riffy, podszyte bezlitosną (momentami nawet monotonną w tym blastowaniu) perkusją mieszają się tutaj z wolniejszymi, czasami bardzo patetycznymi motywami, które nadają temu wydawnictwu rytualnego posmaku. To tak jakby połączyć dobre patenty z greckiej i skandynawskiej szkoły black metalu. Bo choć jest tu całkiem sporo typowo greckich, podniosłych klimatów, mamy też dużo czysto szwedzkiego napieprzania i trochę klasycznych riffów na norweską modłę. Wszystko to ubrane w akuratne, siarczyste brzmienie, ale inaczej być chyba nie mogło, skoro materiał ten masterowany był w szwedzkim Necromorbus Studio. Jak na debiutantów (choć nie już takich młodych) Thy Flesh wypadają więc zadziwiająco dobrze. Nowych lądów nie odkrywają, ale umiejętnie korzystają z dokonań innych zespołów, a to też wcale takie łatwe nie jest. Fani black metalu powinni łyknąć jak wiśniówę bez zagrychy…
Wyd. Odium Records, 2014
Lista utworów:
1. Thymiama Mannan
2. Final Nights
3. Rape Magic
4. The Blood Song
5. Temple Of Absinth
6. Silver Tongue Devil
7. Extremity Unbound
Ocena: +7/10
