Septic Flesh – Titan
(1 lipca 2014, napisał: Paweł Denys)

Minęły trzy lata od wydania genialnej „The Great Mass” i Septic Flesh przygotował nowy album, który otrzymał tytuł „Titan” i miał być kolejnym krokiem zespołu ku absolutowi. Czy tak faktycznie się stało? Czy zespół zdołał pokonać doskonałość poprzedniego dzieła i raz jeszcze udowodnić, że w łączeniu death metalu z symfonicznymi brzmieniami nie ma sobie równych? Wystarczy raz włączyć sobie nowe wydawnictwo Greków, aby przekonać się, że jedyną słuszną odpowiedzią na powyższe pytania jest odpowiedź twierdząca. Odgrażali się, że tworzą coś wielkiego, zapewniali że efekt zdmuchnie niejedną głowę i zabije. Okazuje się teraz, że to nie były czcze przechwałki. Zespół jest po prostu w znakomitej formie i każdy dźwięk na „Titan” o tym przekonuje. Niesamowicie dopracowany jest ten materiał. Zarówno pod względem czysto kompozycyjnym, jak i brzmieniowym. Każdy pojedynczy utwór jest klasą samą w sobie. Nie ważne czy mowa tu o brutalnych ciosach w stylu „Order of Dracul” lub „Prototype”, czy też o tych bardziej klimatycznie zorientowanych fragmentach, wśród których na pierwszy plan wysuwa się „Prometheus”. Wszystkie składniki twórczości zespołu, które znane są od lat, zostały tu doprowadzone do perfekcji, opakowane w obezwładniające siłę i dopieszczone w najdrobniejszym szczególe. Gdy ma się pojawić konkretny riff, to pojawia się w najlepszej możliwej formie, emanuje olbrzymią energią i taką też chwytliwością, która już w domowych warunkach sprawia efektowne wrażenie, ale na żywo tak po prostu zabije ludzi pod sceną. Z kolei gdy potrzebne jest symfoniczne uniesienie, to oczywiście ono się pojawia i aż diabeł wychodzi wtedy z tej płyty. Niesamowity mrok, wprost satanistyczna aura wypełnia całą przestrzeń. Nie powstydziliby się tego najlepsi pisarze, twórcy muzyki klasycznej, czy też mistrzowie filmu. Zresztą tej filmowej zaciętości nigdy w tym zespole nie brakowało i nie inaczej jest teraz. Nie jestem w stanie pisać o tej płycie na chłodno, bez wielkich emocji. Coś takiego zupełnie nie wchodzi w grę, gdy ma się do czynienia z takim misterium. Misterium mroku, brutalności, szaleństwa i perfekcji. Nie ma drugiego takiego zespołu. Septic Flesh jest jedyny w swoim rodzaju. Idealnie swoją muzyką przywołują najbardziej przerażające obrazy, a jednocześnie omamiają, kuszą i w try miga opętują swoimi nietuzinkowymi dźwiękami. Tu nie ma żadnego przypadku, żadnej zbędnej nuty. Zarówno w metalowym instrumentarium, tak też w partiach orkiestry, czy też wokalach, w których oczywiście góruje Seth, ale te kobieco-męskie czyste śpiewy podnoszą wysoko wartość krążka. Od pierwszej do ostatniej minuty trwania „Titan” leżę i jestem przytłoczony wielkością tej płyty. Zachwycam się każdym dźwiękiem, smakuję go i tak raz za razem. Septic Flesh wróciło w formie, która wynosi ich na metalowy Olimp i robi z nich jednego z najważniejszych graczy wśród bogów. „The Great Mass” była wielką płytą, ale „Titan” ją przebija. Jesteście w stanie sobie to wyobrazić? Nie? Uważajcie więc na kontakt z nowym dziełem Seth’a i spółki. Możecie zginąć!
Wyd. Seasons of Mist, 2014
Lista utworów:
1. War In Heaven
2. Burn
3. Order of Dracul
4. Prototype
5. Dogma
6. Prometheus
7. Titan
8. Confessions of a Serial Killer
9. Ground Zero
10. The First Immortal
Ocena: 10/10
https://www.facebook.com/septicfleshband?fref=ts
