Mortiis – The Grudge
(1 stycznia 2005, napisał: )
Z chwilą nagrania powyższej płyty Mortiis stał się już regularnym zespołem. Do stałej współpracy zaprosił dwóch gitarzystów i jednego bębniarza. Tak rewolucyjny krok zaowocował płytą niezwykle agresywną i ostrą. Muzycznie już nie jest to dzieło czysto elektroniczne. W gąszczu połamanych i pomysłowych sampli odnajdują się mocno przesterowane gitary, a nawet żywa perkusja. Jednak od razu uprzedzam, że nie jest to dzieło typowo gitarowe. To nadal elektronika wzbogacona jednak o ten żywy instrument. Ale po kolei…
W album wprowadza nas „Broken Skin”. Na początku słyszymy zwykłe delikatne sample by potem przechodziły one stopniowo w coraz cięższe i agresywne brzmienie. Od razu mając do czynienia z pierwszym utworem nasunęła mi się refleksja, że wokal Mortiisa mógł być bardziej dopracowany. Miejscami przypomina mi on…. pewnego popowo – metalowego Antychrysta… Pierwszy utwór nie jest jednostajny w nastroju. Ściana samplowo – gitarowych dźwięków kilkakrotnie jest przebijana przez spokojne i melodyjne momenty, trwające jednak krótko. Drugi utwór to „Way Too Wicked”. To jeden z najsłabszych stron tego albumu. On już do reszty przypomina mi Mansona. Może jestem głuchy, może się mylę, ale to mnie troszkę gorszy. Po słabszym punkcie nadchodzi utwór, którego słuchałem kilkakrotnie pod rząd. Jest chyba najbardziej elektroniczny ze wszystkich na płycie, ale mnie porwał i nie chciał puścić. Nazywa się „Twist The Knife”. To utwór najbardziej przebojowy z całej płyty. Myślę, że z powodzeniem mógłby znaleźć się w radiu. Melodyjny refren, w pewnym momencie wyśpiewany przez uroczy głos damski, przystępny wokal…. A jednak ma coś w sobie, że tak spodobał się miłośnikowi metalu… Zaraz po nim nadchodzi szybki jak sto diabłów „Decadent And Desperate”. Nie ma w nim jakoś wyróżniających się momentów, jednak jest bardzo agresywny i pomysłowo skonstruowany. Po tej galopadzie lekko przechodzimy w typowe dla Mortiisa na tej płycie tempa. „The Worst In Me” zaczyna się znowu do bólu elektronicznie by potem nieśmiało weszły gitary. Kawałek hipnotyzuje swoim tempem, melodyką i wokalem, który jest bardzo jednostajny tekstowo, lecz nie brzmieniowo. Pozwala to naprawdę nieźle „wkręcić się” w ten bardzo dobry kawałek. „Gibber” już przyspiesza. Muzycy raczą nas tutaj szybkim i połamanym tempem. Utwór tytułowy jest już wolniejszy i bardziej opanowany od reszty materiału. Jest w nim dużo ciekawych elementów, nad którymi dobrze jest się zatrzymać na dłużej. Począwszy od tekstu na poszczególnych sekcjach skończywszy. Zaraz po nim nieśmiało wchodzi „The Loneliest Thing”. Kawałek bodaj najspokojniejszy i najbardziej depresyjny z całej płyty. No i niewątpliwie najbogatszy tekstowo. Potem jednak torszkę przyśpiesza, ale jak sami się dowiecie, nie sposób opisać wszystkich zmian nastroju na tej płycie. Nawet ja wiele kwestii pomijam, pozwalając, abyście sami je odkrywali. „Le Petit Cochon Sordide” to coś do czego Mortiis na tej płycie zdążył nas przyzwyczaić… Album kończy „Asthma”… Bardzo klimatyczne i depresyjne outro.
Podsumowując…. Mortiis nagrał album pełen bólu, ostry, depresyjny, ale do końca nie zrezygnował ze swego stylu. Tylko dla otwartych umysłów…. Mnie porwał!
Ravendark
Lista utworóó
1. Broken Skin
2. Way Too Wicked
3. The Grudge
4. Decadent And Desperate
5. The Worst In Me
6. Gibber
7. Twist The Knife
8. The Loneliest Thing
9. Le Petit Cochon Sordide
10. Asthma (instrumental)
Ocena: 9/10