Blacksnake – Lucifer’s Bride
(12 maja 2014, napisał: Paweł Denys)

Nie od dziś jestem zdania, że polskie zespoły nie do końca odnajdują się w wesołej rock’n’rollowej jeździe z metalowym doładowaniem. Owszem kapel, które kręcą się w takich klimatach jest całkiem sporo, ale niezbyt wiele robi to w takim stylu, który powodowałby uczucie zadowolenia. W porównaniu np. ze Skandynawią to jesteśmy daleko w tyle. Jak na tym tle wypada Blacksnake? Otóż wypada całkiem korzystnie, choć nie do końca udaje im się trzymać poziom. Na pozór wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pierwsze cztery kawałki na albumie to takie petardy, przy których jedynie kapcie po was pozostaną. Jest w nich wszystko, co tylko powinno być. Aż się chce podejść do barku i nalać sobie solidną szklaneczkę whisky. Przebojowość, mocne riffy i doskonała motoryka to atuty, z których Blacksnake wie jak korzystać i robi to na maksa. Potem jednak jakby para z nich uchodzi. Robi się trochę mniej przebojowo, a zespół wydaje się solidnie hamować. Zupełnie niepotrzebnie, bo traci rozpęd niestety. Moc powraca wraz z kawałkiem „Broken Heart Blues”. Ten kawałek to dla mnie zdecydowanie najlepszy fragment całego albumu. Umiejętne nawiązanie do klasyków rocka, doskonały gościnny udział wokalny niejakiej Gabrieli Domanasiewicz. W tym utworze jest wszystko. Pokazuje on też, jak wielkie możliwości drzemią w zespole. Smakowity to kąsek, który obiecuje wiele na przyszłość. Nie oczekuję, że Blacksnake pójdzie w tą stronę, ale liczę iż nie zaprzestanie takich prób. Wyróżniłbym jeszcze zamykający całość „Say Goodbye To Heaven”, przy którym wciśniecie nie raz do oporu pedał gazu w swoich autach. Wszystko było by przepięknie, gdyby nie te kilka słabszych kawałków, jak również nie do końca trzymanie poziomu przebojowości, że tak to ujmę. Mam na myśli to, że gdy już człowiek przyzwyczaił się do energetycznych motywów i darcia japy z zespołem, raptem gdzieś para uchodziła i robiło się przeciętnie. Jeszcze trochę pracy czeka zespół w tym temacie. Niemniej jednak słychać wyraźnie, że oto mam przed sobą kapelę, która może, a nawet powinna zdobyć uznanie w kraju. Tak przebojowego i melodyjnego grania nie mamy w kraju za wiele, zwłaszcza na dobrym poziomie, a więc Blacksnake trzeba doceniać i pokazywać. Oby tylko dobre opinie ich nie popsuły i obyśmy czym prędzej posłuchali nowego materiału, który będzie jeszcze lepszy. Że tak się stanie to nie mam wątpliwości. Pomimo lekkich mielizna uważam „Lucifer’s Bride” za płytę absolutnie godną polecenia, co niniejszym czynię.
Wyd. Diabolizer Records/Defense, 2013
Lista utworów:
1. Lucifer’s Bride
2. Pandemonium
3. Legacy of Rock
4. Black Rider
5. Red Death
6. Warning
7. Broken Heart Blues
8. Holy Deceiver
9. Iron Ground
10. Say Goodbye To Heaven
Ocena: 8/10
https://www.facebook.com/blacksnake.fb?fref=ts
