Slavic Pagan Fest vol.I – klub Liverpool, Wrocław
(16 kwietnia 2014, napisał: Wojciech)
Data wydarzenia: 15.03.2014

Zasadniczo był to mocno wyjazdowy koncert. Po raz pierwszy od jakiś 10 lat wybrałem się na imprezę nie swoim/znajomego środkiem lokomocji. Dzięki temu mogłem zaliczyć „luksusową” kanapę w pociągu osobowym, siedzonko w 20letnim busiku oraz fotelik w ‘PolskimBusie’, do tego połamane łóżko w jakimś wrocławskim hotelu. Dwa dni przed koncertem okazało się że Biały Viteź wypada, no trudno chociaż miałem ochotę zobaczyć tą grupę. W klubie byliśmy około godziny 19:30 defakto nic się nie działo, tradycyjna obsuwa. Rzucam wiec okiem na klub – jestem tu po raz pierwszy. Całość składa się z kilku „salek”, sala główna ze sceną, salka przy wodopojach – czyli barze, mała wnęka po lewej stronie sceny i akwarium dla palących. W pomieszczeniu „palarni” i baru na ścianach znajdowały się 32-40 calowe telewizory na których można było mieć podgląd co akurat się dzieje na scenie – no akurat wówczas krzątali się przy kabelkach panowie z poszczególnych kapel. Jak tam z frekwencją? Na moje oko po klubie krzątało się tak między 60-80 osób, z mocno określonym gustem muzycznym, czyli 50% w koszulkach North lub Saltus.
Na pierwszy ogień poszedł Azel’s Mountain. Trio prezentowało sie dość statycznie, widoczne było niezbyt duże obycie ze sceną w połączeniu z dość prostą i jeszcze niezbyt „dobrze zagraną” muzyką dawało to obraz młodej raczkującej kapeli z pogranicza black/pagan metalu. Kilka dni później chciałem to zweryfikować i pokusiłem się o poszukanie kawałków z ich demo na YT, i ku mojemu zdziwieniu takie kawałki jak „Obcy Pasterz” potrafią przyzwoicie brzmieć i nieźle bujać! Wniosek – Panowie muszą jeszcze sporo ćwiczyć, aby ich materiał dobrze zabrzmiał „live”.
Na scenę wchodzi North, od razu widać różnicę w obyciu ze sceną. Panowie dobrze wiedzą po co tu są, gawiedź bawi się pod sceną, wydaje się że wszystko przebiega prawidłowo. No ja mam oczywiście jedno małe ale; efekt „ziemniaków” w niektórych partiach na centrali. To wszystko.
No i przyszedł czas na Saltus’a. I ponownie mamy tu przeskok o kolejne oczko. Chłopaki naprawdę dobrze wiedzą po co wychodzą na scenę. Wokalista od samego początku stara się utrzymać dobry kontakt z publicznością, nawet przyzwoicie mu to wychodzi, czasem rzuci żartem, jest dobrze. Zespół zaprezentował kawałki chyba ze wszystkich wydawnictw, kawałkiem specjalnym na marcowy wieczór był: “Duch Ciemnych Borów” pochodzący z pierwszego materiału. “Słowiańska Duma”, „Oblicze Wiary”, „Na drodze ku wojnie”,… i tak dalej i tak dalej. Nagle koniec, kilka krzyków, brak nawoływań – koniec koncertu. Tego dnia Wrocław gościł w innym z klubów Toxic Holocaust, więc thrash’ersi mieli gdzieindziej swoją imprezę.
