MUR – MUR
(24 marca 2014, napisał: Pudel)
Daruję sobie podśmiechujki z nazwy tej francuskiej grupy, albowiem sprawa jest poważna. No bo jak tutaj podejść do zespołu, który w jednym, niespełna pięciominutowym kawałku zaczyna od całkiem rasowego blackowego napierdolu, przechodzi w hardcorowe riffowanie podbite… skoczną elektroniką, po czym wędruje przez sludgowe dźwięki do absolutnego mroku z okolic Esoteric? Przecież to aż śmierdzi widmem kompletnej porażki. Tymczasem nic z tego – w jakiś niewytłumaczalny sposób panowie pomiksowali to w ten sposób, że wyszła całkiem zjadliwa całość. Należy też dodać, że aż takim dziwolągiem jest jednak głównie pierwszy numer – w pozostałych dominuje już głównie bardziej typowe okołosludżowe(czy też post-corowe…) ciężarowe granie. Które jednak jest jak na taką stylistykę całkiem żwawe i może nie szybkie, ale na pewno nie aż tak ociężałe jak w przypadku klasyków tego gatunku. Ostatni utwór(o bardzo skądinąd uroczym tytule) przenosi nas w rejony opanowane przez grupy pokroju Meshuggah i jest to całkiem przyjemna „wycieczka”. „MUR” trwa niespełna pół godziny, jest to całkiem udany i zróżnicowany debiut – po prostu nie ma kiedy się znudzić czy zmęczyć słuchacza. Miejscami, jak już wspomniałem na początku, panowie mieszają wszystko ze wszystkim, ale o dziwo wychodzi im to naprawdę dobrze. W dodatku, w przeciwieństwie do wielu innych grup grających muzykę z podobnych rejonów na swoim debiucie MUR wetknął sporo – specyficznie rozumianej oczywiście – przebojowości. Co może sprawić, że jeszcze o tej grupie usłyszymy. Mnie w każdym razie ten mini album solidnie zaintrygował, czas pokaże czy to początek większej „kariery” czy tylko taki sympatyczny dziwoląg.
Wyd. Dooweet records, 2014
Lista utworów:
1. Hugo Suits
2. Hermetic party
3. Feed the swamp
4. Dominance
5. I’d rather have you dead than pregnant
Ocena: 7/10