COLOSSUS OF DESTINY – IN LESSER BRIGHTNESS
(5 marca 2014, napisał: Pudel)

Francuski kwintet Colossus of destiny to kolejny przedstawiciel szalenie popularnego ostatnio, także w Polsce „nowoczesnego” grania, któremu najbliżej do sludge. Przyznam, że nie przepadam za recenzowaniem takich wydawnictw. No bo co tu pisać? Płytka mi się podoba, a jakże. Wszystko jest na miejscu – brzmienie powala selektywnością i ciężarem. Wokalista jak na takie granie prezentuje całkiem szerokie spektrum umiejętności, nie popadając przy tym w śmieszność jak to czasem bywa gdy panowie z takich kapel zdzierają ryje w momentach gdy gitarki akurat sobie pitolą coś w tle… Takie granie z założenia jest nieco senne i monotonne(a w założeniu hipnotyczne) i tak jest też na tej EPce, ale faktycznie muzycy potrafią wytworzyć ciekawy klimat, nie popadając w przesadne smęcenie. Zresztą jedynie pierwszy i ostatni numer nieznacznie wykraczają jeśli chodzi o czas trwania poza typowo piosenkowe normy(trwają 7 i 6 minut). To co wyróżnia załogę Colossus z całej masy kapel grających w zbliżonym stylu to fakt, że goście co by nie mówić potrafią tu i ówdzie naprawdę konkretniej przywalić. „Unleashed” zaskakuje miejscami prawie thrashową motoryką a całość materiału posiada taki fajny, typowo rockowy, czy może nawet stonerowy drive. W zasadzie cztery środkowe numery od biedy można by podciągnąć właśnie pod stoner i nikt by się raczej nie burzył. Przeglądając opinie w sieci o tym wydawnictwie natrafiłem na porównania do Mastodon i faktycznie coś w tym jest, choć raczej jeśli chodzi o klimat czy brzmienie. Jak pisałem – nie lubię recenzować takich płyt. Znam się na takim graniu raczej średnio. Ograniczę się więc do kilku banałów: „In lesser brightness” to dobra płytka, na której sporo się dzieje. Kompozycje są ciekawe, może nie wchodzą do łba za pierwszym razem, ale są na tyle intrygujące, że do płyty wraca się chętnie, choć może nie od razu po pierwszym przesłuchaniu. Kawałki różnią się od siebie(począwszy od najbardziej „sludżowego” pierwszego, przez bardziej rock’n’rollowe „Heavy loads” aż po prawie doomowy finał płyty w postaci „Naked and unbound”), ale klimat całości jest w miarę spójny. Czyli – ja „jestem na tak”, ciekawe co też nam ten zespół w przyszłości zaprezentuje – potencjał jest spory.
Wyd. Hellbound records, 2013
Lista utworów:
1. Dismay In empty eyes
2. Unleashed
3. Get lost
4. Heavy loads
5. In lesser brightness
6. Naked and unbound
Ocena: -8/10
