Immoral Hazard – Convulsion
(25 lutego 2014, napisał: mielony)
To zaledwie początek muzycznej historii panów Greków nacurwiających metal pod szyldem Immoral Hazard, ale właśnie na tymże samiutkim starcie nie przekonali mnie do siebie. Ich pierwsza płyta, o której tu i teraz mowa, to dziesięć piosenek powstałych z dość zwietrzałych pomysłów na mocne granie. Kwartet co prawda stara się album urozmaicać, kombinują z tempami, próbują co i rusz jakoś słuchacza zachęcić, jednak przy mojej osobie nie za bardzo im się to udało. Fakt, badałem ten krążek kilkukrotnie i obyło się bez bólu i krzyków. Jednocześnie obyło się także bez choćby krztyny zachwytu czy nawet zwykłego zainteresowania. Może w tym momencie przesadzę, może ani trochę, ale „Convulsion” jest na wskroś sztampowe, ni wuja nawet nie umywa się do starych, dobrych thrashowych albumów. Pewnym niejako jej wymuszonym plusem jest to, że mam przy niej ochotę sięgnąć po dokonania takich tuzów jak Heathen czy Exodus, bo wiem, że przy nich autentycznie przekozacko spędzę czas, który straconym wcale nie będzie. A tutaj? Mimo wszystko jednak trudno opędzić się od myśli, jakobym marnotrawił minuty, choćby i były spędzone na przesłuchaniu już nawet nie całego, ale połowy tego albumu. Jasne, jak każda płyta, także i dziełko Immoral Hazard swoich sympatyków z pewnością znajdzie, ale ja ziewam i siedzę niewzruszony. Nawet udało mi się przebrnąć przez te kilka zdań bez złośliwych uwag w stylu „grecki kryzys nawet dosięgnął ichniego metalu”, toteż z dumą kończę przekaz. Ten rozdzialik z ulgą zamykam, zbieram się, pędzę na spotkanie kolejnemu, z pewnością ciekawszemu.
Wyd. własne, 2014
Lista utworów:
1. Pitch Black
2. Reborn
3. Self Enemy
4. Vultures Dance
5. Mentors
6. Dead End Trails
7. Eternal Exile
8. Alcowhore
9. Haven
10. Last Nerve
Ocena: 5/10