SARCOFUCK #3
(24 lutego 2014, napisał: Pudel)

Sporo czasu(dwa lata), minęło od poprzedniego numeru pisemka tworzonego przez pana redaktora Necro ze Starachowic! Jednak kto jak kto, ale akurat Piotrek jest zdecydowanie usprawiedliwiony a czemu to się już ze wstępniaka dowiecie. Sarcofuck należy do takiej powiedzmy półciężkiej kategorii wagowej wśród zinów(czyli zdecydowanie jest co poczytać, ale też jeśli o objętość chodzi R’lyeh czy Necroscope to jeszcze nie jest). I przyznam szczerze, że w tej właśnie kategorii piotrkowe pismo jest, zaraz po Total Death, moim ulubionym. I to bynajmniej nie dlatego, że w poprzednim numerze był ze mną wywiad, haha. Po prostu szanowny pan Necro(w tym numerze wspomagany tu i ówdzie przez znanego okęcińskiego muzyka, Paplaka Michała) po pierwsze zdecydowanie potrafi się posługiwać językiem ojczystym w stopniu ponadprzeciętnym, po drugie – jest pieprzonym maniakiem metalu i to maniactwo w co drugiej recenzji i w każdym wywiadzie wychodzi! Wywiadów mamy w tym numerku siedem, w tym na ten przykład z mieszkańcami USA takimi jak Bonesaw i Sadistic Entent. Obydwie te rozmowy są bardzo dobre, choć Rick Cortez z tej drugiej formacji miejscami zbyt wylewny nie był. Troszkę tego nie kumam – rozumiem krótkie odpowiedzi w wykonaniu kapel z Ameryki PD czy ogólnie z krajów nieanglojęzycznych, sam pewnie po angielsku bym się specjalnie nie rozpisywał, ale tutaj chyba można było się pokusić o dłuższe odpowiedzi, zwłaszcza że pytania są ciekawe. Rodzimą scenę reprezentują Exmortum i Ritual Liar, ci pierwsi za pośrednictwem Tymka dali radę, Ritual Liar też jest ok., choć jak zwykle odpowiedzi są dosyć oszczędne. Pozostałe wywiady to rozmowy z: Ocean of zero, Tombstoners i Lvcifyre – wszystkie mniej lub bardziej udane. Oprócz tego dostajemy(wow, cóż za niespodzianka!) recenzje i relacje. Tych pierwszych jest całkiem sporo, jak zwykle materiały z całego świata, opisane w taki sposób, że naprawdę wiadomo czego się po tych wydawnictwach spodziewać. Relacje, podobnie jak w numerach poprzednich są jak dla mnie absolutnie rewelacyjne! Choć jeśli ktoś oczekuje dokładnych opisów co było w jakiej kolejności grane i że za dużo było basów a za mało sopranów na przodach to zachwycony pewnie nie będzie(podobnie jak i w numerach poprzednich). Całość uzupełnia obszerny raport z Brutal Assault i wydzielone recenzje re-edycji. Jak już pisałem – dla mnie Sarcofuck to czołówka polskiego zinoróbstwa, wad nie dostrzegam żadnych – no może tylko to mnie irytuje, że chciałoby się więcej, mam nadzieję, że kolejny numer będzie obszerniejszy! Jakieś pojedyncze literówki można tu i ówdzie wyłapać, ale to są naprawdę drobiażdżki. Wizualnie jest dosyć surowo, ale czytelnie, więc nie ma się co czepiać(zwłaszcza, że numer był składany na systemie operacyjnym spod znaku sympatycznego pingwinka – uwierzcie, że osobę przyzwyczajoną do środowiska microsoftowego różne odpowiedniki Worda potrafią doprowadzić do absolutnej kurwicy – coś o tym wiem). No i niektórym może nie odpowiadać dosyć specyficzny humor, jakim cały zin jest wręcz przesiąknięty (a którego integralną częścią są podśmiechujki z kolegów hyhy) – moim zdaniem jednak odrobina luzu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Nawet w tak „poważnej” dziedzinie jaką jest metal. Przeczytali? To pisać po swój egzemplarz pod adres: necrothrone@tlen.pl
