BANE OF BEDLAM – MONUMENT OF HORROR
(21 lutego 2014, napisał: Pudel)

Tym razem udajemy się do krainy wombatów, misiów Koala, kangurów i innych torbaczy. Wprawdzie w Australii nie ma zbyt wielu drapieżników, ale ostrą muzykę na poziomie grano tam „od zawsze” i młodzi chłopcy z Bane of bedlam też na trasę z Michaelem Boltonem raczej by się nie załapali. Podobno panowie zaczynali od heavy metalu, ale na debiutanckim albumie „Monument of horror” słyszymy już dźwięki, którym najbliżej do thrashu. I to bynajmniej nie lekkiego thrashu. Przede wszystkim dosyć potężne jest brzmienie, bas dudni aż miło, gitary tną jak trzeba, tylko bębny jakieś takie sztucznawe się wydają, ale to niestety dzisiejszy standard… Niby nie ma tu nic nowego, goście grają jak wiele innych kapel, ale jakbym miał jakieś konkretne nazwy wymienić to troszkę trudniej się robi. Klimatem to przywodzi na myśl nowsze dokonania Testamentu, Overkill, gdzieś oczywiście mignie i Slayer a momentami za sprawą bębnów i wokali muza dryfuje na prawie blackowe rejony(„Heavens ember”). No i jest to album, z którym mam jednak pewien problem. Niby dobrze się tego słucha, nóżka sama tupie, muza nie jest ani za lekka ani na siłę dociążona(jak to teraz często bywa), ale też no niestety nie porywa. Oczywiście byłbym bucem rzucając joby na kapele z tego powodu, bo obiektywnie i w swojej kategorii „Monument of horror” to całkiem dobra rzecz. Tylko, że niestety nie wiem czy tak z własnej nieprzymuszonej woli dla przyjemności odsłuchałbym ten album więcej niż raz. Jest tu kilka fragmentów naprawdę ciekawych, jak choćby nietypowa końcówka „An Atrocity Divine…”czy wściekły numer tytułowy, ale za mało tego w gąszczu ogólnej średniawki. Cóż, to pierwszy LP zespołu, także wszystko przed nimi – potencjał jest, ale nad kompozycjami chyba trzeba jeszcze popracować
Wyd. własne zespołu, 2013
Lista utworów:
01. Woken by the Horde
02. Vultures of War
03. Torture
04. Murder
05. Heavens Ember
06. Voice of a Faceless God
07. An Atrocity Divine…
08. Monument of Horror
Ocena: 6/10
