PRIMEVAL REALM – PRIMORDIAL LIGHT
(4 lutego 2014, napisał: Pudel)
Troszkę dziwnie sobie działa zespół Primeval Realm – zespół niby ma pełny skład, ale też jego lider – Joe Potash jest autorem całej muzyki i tekstów, ponadto gra na wszystkich instrumentach. Żeby było jeszcze ciekawiej inni muzycy zagrali na albumie „Primordial light”(i są wymieniani jako członkowie zespołu), kto inny gra na koncertach – jedynie pan Joe łączy te obydwa składy. Cóż, co kto lubi. Natomiast nie ukrywam, że tym bardziej byłem ciekaw co tak funkcjonujący zespół nam zaprezentuje na swoim debiutanckim longpleju(wcześniej były trzy dema w 2009 roku). Okazuje się, że ów zespół gra doom metal. Dodajmy, że doom metal w najczystszej, pierwotnej wręcz postaci. Doom metal pełnymi garści czerpiący z hard i heavy rockowych wzorców. Doom metal dla łysiejących starych ludzi i dla tych młodszych, którzy mogą się wszystkimi kończynami podpisać pod tekstem „przeboju” Saint Vitus „Born too late”. Muzycznie jest to granie tak mało odkrywcze jak tylko się da: znajdziemy tutaj i czysto sabbathowe riffy, zagrywki rodem z najlepszych czasów Saint Vitus(a także, może nawet bardziej – z innego projektu Wino – The Obsessed!), motywy, których nie powstydziłby się amerykański Pentagram. Tak jakby tego wszystkiego było jeszcze mało – w tle(niestety, przeważnie tylko jako uzupełnienie gitary) pobrzmiewają majestatycznie organy Hammonda. W nieco szybszych i bardziej przebojowych utworach, jak „Heavy is the mind” zespół brzmi troszkę jak wielbiony ostatnio Ghost, tyle że moim zdaniem… Primeval Realm jest lepszy, bardziej „twardy”. Także nieco beznamiętny wokal Joego Potasha może kojarzyć się z tym właśnie zespołem. Takiej muzyce oczywiście można zarzucić totalny brak oryginalności(„Galaxy lifter” to na początku niemal cytat z riffów z płyty „Sabbath bloody sabbath” wiadomo kogo), ale z drugiej strony album w obrębie tego skostniałego owszem stylu jest całkiem różnorodny, kompozycje są ciekawe a wykonanie wręcz powala energią! Brzmienie całości jest dokładnie takie jakie ma być” surowe, potężne i takie cudownie niedzisiejsze. Tak się zastanawiam, czy nie przeginam z tymi zachwytami, ale wątpliwości idą w cholerę gdy z głośników atakują takie walce jak saintvitusowy „Black Flames and Shadows” czy wspomniany już, lekko kosmiczny(nomen omen) „Galaxy lifter”. Ciekawostką jest kończący płytę utwór (prawie) tytułowy – leciutki, wzbogacony brzmieniami fletu, gitary akustycznej… Cholernie mocna to płyta, niby nic nowego, ale entuzjazmem i „pałerem” ci tradycjonaliści mogliby obdzielić z tuzin naburmuszonych leśnych blackowców czy innych „młodych gniewnych”.
PS: Album będzie miał premierę w połowie marca 2014.
Wyd. Pure Steel Records, 2014
Lista utworów:
1. A primeval realm
2. Black Flames and shadows
3. Electric knowledge
4. Galaxy lifter
5. Heavy is this mind
6. Night of the wolfmoon
7. Primordial light… departure
Ocena: +9/10