Thy Worshiper – Czarna Dzika Czerwień
(31 grudnia 2013, napisał: Paweł Denys)

Wstyd się przyznać, ale „Czarna Dzika Czerwień” to moje pierwsze spotkanie z muzyką Thy Worshiper. Nazwa oczywiście była mi znana, bo się sporo jej w różnych momentach przewijało, ale już z muzyką tak nie było. Zanim więc odpaliłem nowe wydawnictwo solidnie poszukałem wszelkich informacji o zespole i tym, co tworzy. Jako, że fanem łączenia black metalu z folkiem nigdy nie byłem i już raczej nie zostanę, to ze sporą dozą niepewności włączyłem ten album. I co się okazało? Że moje uprzedzenia poszły w pizdu, bo ten album to istna petarda, która wszelkie obawy rozbija w pył. Materiał, który wypełnia „Czarną Dziką Czerwień”, to istna poezja, która momentalnie zawładnęła moim sprzętem grającym. To w jaki sposób Thy Worshiper połączył z pozoru dwa odległe światy dobitnie zaświadcza, że się da! Jak się ma takie fenomenalne pomysły i doskonały zmysł aranżacyjny, to nie może być inaczej, jak tylko zajebiście. Udało się zespołowi połączyć dwa żywioły w jeden organizm, który funkcjonuje na najwyższych obrotach i swoim entuzjazmem i obezwładniającą energią powala na kolana. Nie wierzę, że coś takiego piszę o takiej właśnie stylistyce, ale nie mogę inaczej skoro zawartość albumu mnie powala. Poza kopiącymi utworami, które zawierają w sobie również sporo kapitalnej atmosfery, to dwa wokale są tu solą i największym plusem. Ja nie wiem jakich czarów użył zespół, ale to co dzieje się w tym elemencie to czysta magia. To właśnie tutaj pokazano, jak to należy robić, a nie w jakichś talent show, gdzie tego typu kolaże są boleśnie kaleczone. Po prostu wielkie brawa dla Anny i Marcina, bo wykonali tu robotę co najmniej na poziomie światowym. Jeszcze jedna rzecz powoduje, że ten materiał nosi znamiona wielkiej klasy. Już wyjaśniam. Thy Worshiper balansuje tu bardzo mocno na granicy geniuszu i totalnej wiochy, o co przecież bardzo nietrudno w takiej muzyce, ale Szatan mi świadkiem, ani razu jej nie przekracza, a wręcz w wielu momentach ociera się o absolut. Aż trudno czasem uwierzyć, jak zręcznie i pomysłowo wychodzą im wszelkie motywy, które zespolone w jedną wielką całość dają efekt, który zwyczajnie i po ludzku rozpierdala. Wybaczcie mi mój niewyszukany zalew entuzjazmu, ale tu nie ma co się silić na jakieś wydumane metafory. Tu trzeba nazywać rzeczy po imieniu i pławić się w dźwiękach wylatujących z kolumn. Takie materiały podnoszą rangę muzyki metalowej, która okazuje się niezwykle pojemną, ale i wyszukaną formą rozrywki. „Czarna Dzika Czerwień” to materiał ze wszech miar wyjątkowy i za żadne skarby nie wolno wam go zignorować. Zaszkodzicie wtedy tylko sobie i pozbawicie się szansy na naprawdę duże uniesienia. Ten album zasługuje na to żeby go chwalić i pokazywać jak największemu gronu odbiorców. Fenomenalna rzecz!
Wyd. Self released, 2013
Lista utworów:
1. Piach
2. Czarny
3. Deszcz
4. Żniwa
5. Wiatr
6. Na Pohybel
7. Ogień
8. Zima
Ocena: 10/10
https://www.facebook.com/thyworshiper
