Obscure Sphinx – Void Mother
(29 grudnia 2013, napisał: Paweł Denys)
Doskonale pamiętam, jak wraz z zapoznaniem się z debiutem tego zespołu przeżyłem szok. Pojawił się znikąd zespół, który zupełnie przemeblował czołówkę post-metalowego grania w naszym kraju, a i na tle zagranicznych hegemonów gatunku mógł śmiało nosić głowę wysoko. „AIR” to był niespodziewany strzał, ale jednocześnie mocno pożądany. Przez długi czas ten album nie wychodził z mojego odtwarzacza, a i słuchany dziś wciąż powoduje ciary na plecach. Potem nastał wyjątkowo niecierpliwy czas oczekiwania na drugi album, który nie tylko miał potwierdzić talent zespołu, ale jednocześnie stanowić krok naprzód. Po ponad dwuletnim oczekiwaniu pojawił się w końcu akt, któremu na imię dano „Void Mother”. Zanim jednak o muzyce, to chwilkę poświecę temu, co ją otacza, a więc sposobie jej wydania. Digipack mimo tego, że został staranie wydany i opakowany w jedną z lepszych okładek, jakie w ostatnim czasie miałem okazje zobaczyć, to jednak budzi pewien niedosyt. Brak tekstów jest tym niedosytem. Wiem, że zespół sam się finansuje, ale brak tego elementu jednak odbiera sporo albumowi. Trochę szkoda, ale gdy już człowiek się z tym oswoi to na placu boju pozostaje sama muzyka, która przybrała tu monstrualną formę. 67 minut materiału to dawka, która nawet słonia mogłaby powalić. Muszę przyznać, że kilka pierwszych przesłuchań było dla mnie nie lada wyzwaniem i nie za każdym razem dawałem radę dotrwać do końca. Z biegiem czasu jednak ten album we mnie dojrzewał. Znajdowałem coraz więcej ciekawych momentów, coraz więcej rozwiązań, które powodowały z jednej strony uczucie zadowolenia, a z drugiej ogromnego zaciekawienia, dzięki któremu zacząłem dostrzegać wielkość tej płyty. Ona nie rzuca od razu na kolana, nie od razu odkrywa przed słuchaczem wszystkie swoje zalety. „Void Mother” wymaga czasu, ale tym właśnie charakteryzują się płyty wielkie, które nawet po liczonych w setkach odsłuchach, wciąż będą do siebie przyciągać i czymś zaskakiwać. Obscure Sphinx zrobiło tu ogromny krok do przodu. Włożyło w ten album całego siebie i to słychać. Słychać, że wszystko zostało tu gruntownie przemyślane i dopracowane w najdrobniejszym szczególe. Ten ogrom pracy przerodził się w utwory, które porażają swoją formą, które budują fenomenalny klimat i porażają uczuciem niepokoju, które od pierwszych sekund do samego końca jest tu elementem wiodącym. Nie ma na tym albumie dźwięku przypadkowego. Wszystko się ze sobą łączy i płynnie przechodzi z jednego motywu do drugiego. Pomimo długości całego albumu, słucha się go w skupieniu i nawet na moment nie można przestać. Od burzącego wszystko „Lunar Caustic” do fenomenalnego finału w postaci „The Presence of Goddess” OS zawarło tu całego siebie, dając to co tylko mogło najlepszego. Udziela się to słuchaczowi, który tak jak ja na ten przykład, słucha tego albumu z otwartą gębą wyrażającą podziw. Inaczej tego dzieła nie można odebrać. To jest album, który za kilka lat będzie wymieniany, jako jeden z największych w tej konkretnej działce metalowego grania na świecie. „Void Mother” to też dowód, że wielka muzyka nie potrzebuje błysków fleszy i tego całego zamieszania. Ona powstaje gdzieś na uboczy i z miejsca jest w stanie zawstydzić wszystkich gwiazdorów.
Wyd. Self-released, 2013
Lista utworów:
1. Lunar Caustic
2. Velorio
3. Waiting For The Bodies Down The River Floating
4. Feverish
5. Nasciturus
6. Meredith
7. Decimation
8. Void
9. The Presence of Goddess
Ocena: 9/10
https://www.facebook.com/obscuresphinx?fref=ts