BASEMENT – DESZCZ I KREW
(15 grudnia 2013, napisał: Pudel)

Najnowsze wydawnictwo będzińskiego Basement to osiem kawałków i zarazem trzydzieści minut dosyć ciężkiego i konkretnego naparzania. Zespół – i to nie od dziś tylko w zasadzie od początku działalności pod obecnym szyldem – porusza się na pograniczu ciężkiego, gitarowego rocka nawet a’la Illusion, thrashu(takiego powiedzmy z tych cięższych płyt Acid Drinkers) i dźwięków, których rodowodu należałoby szukać na „Chaos AD” wiadomego zespołu. Inaczej mówiąc: jest ciężko, jest „Groove”, są takie charakterystyczne wokalne patenty a’la Lipa(początek takiego „John Doe”!), jest taka nieco „plemienna rytmika”, ale też… no słychać, że panowie(prawie cały obecny skład) grali dawno, dawno temu death metal jako Azazel ;). Może nie są to jakieś bezpośrednie nawiązania do tradycyjnych odmian łojenia, jednak jest coś w tej płytce takiego, że nie będąc absolutnie fanem wykonawców czy stylów o których wspomniałem na początku wysłuchałem „Deszczu i krwi” z wielką przyjemnością ładnych kilkanaście razy. Płytka prezentuje równy poziom, mielizn nie ma, jakbym miał wskazać najlepsze fragmenty, to byłyby to – umieszczone obok siebie – numery „Nieumarły”(ostra, thrashująca jazda) i dla odmiany najwolniejszy i najcięższy „W końcu”. Całkiem dobry jest też przedostatni na płytce numer instrumentalny. Ogółem „Deszcz i krew” to jak wspominałem pół godziny grania, które jest po prostu na tyle dobre i ciekawe, że nie ma szans, żeby przez ten czas zdążyło kogokolwiek znudzić. Materiał ma też drobne wady. Przede wszystkim można mieć pewne zastrzeżenia do wokalu… jest owszem mocny, ale niestety trochę monotonny i bardzo siłowy, nienaturalny. Z tego co pamiętam(chyba, że mi się coś przywidziało i pieprzę bez sensu – skonfrontujcie moje słowa ze stroną kapeli, hehe) zespół swego czasu szukał wokalisty(obecnie śpiewa jeden z gitarzystów) i chyba jednak fajnie by było jakby odpowiedni krzykacz się znalazł – obecnie nie ma tragedii, wokal na pewno nie zaniża poziomu czy coś w tym stylu, ale też nie wynosi zespołu na jakieś wielkie wyżyny. Nie każdemu przypadnie też do gustu brzmienie gitar. Mi się podoba, bo jest surowe. Nie chcę się bawić w jasnowidza i zgadywać jakie cele stawia sobie zespół, ale jeśli panowie chcą wypłynąć na szersze wody(a przecież tego typu granie praktycznie od swojego powstania ma u nas wielu zwolenników) to warto chyba postarać się o potężniejszy sound, takie nieco demówkowe gitary mogą być dla niektórych nie do przejścia. Ponarzekałem na koniec, ale – jeśli tylko nie macie uczulenia na troszkę nowocześniejsze granie – zapoznajcie się z tym materiałem. Jest tu czad, jest „pałer”, ale też dobre, dojrzałe kompozycje z niezłymi tekstami. Aha, na żywo zespół też zdecydowanie daje radę!
Wyd. własne zespołu, 2013
Lista utworów:
1. Ponury żniwiarz
2. John Doe
3. Nieumarły
4. W końcu
5. Kat
6. Tylko tyle
7. TatTatTida
8. Deszcz i krew
Ocena: +7/10
