Blindead – Absence

(28 października 2013, napisał: Paweł Denys)


Blindead – Absence

Ze swoim uwielbieniem do Blindead nigdy się nie ukrywałem. Od dawna uważam, że to jeden z najważniejszych, jak i najciekawszych zespołów na współczesnej scenie metalowej czy też rockowej. Panowie jak nikt inny potrafią ładować w słuchacza emocje i zarażać swoją bardzo nietuzinkową muzyką. Poprzedni album ( „Affliction XXIX II MXMVI”) okazał się absolutem i trudno było oczekiwać, aby zespół na nowym wydawnictwie próbował się z nim zmierzyć. Zresztą to nie miałoby żadnego sensu, bo na post-metalowym poletku nie dałoby się nagrać czegoś lepszego. Blindead to jednak kolektyw niesamowicie kreatywnych i trzeźwo myślących ludzi, którzy mają bardzo jasną wizję tego, jak powinna wyglądać ich muzyka. Już z rozmów z samymi muzykami można było wywnioskować, że tym razem będzie inaczej. Wrażenie to wybitnie potęgowały akustyczne koncerty i teraz, gdy już album jest dostępny nausznie można się przekonać, że te przypuszczenia nie mijały się z prawdą. Zespół dokonał skoku w bok, zerwał z łatką post-metalowego składu i nagrał album dość wyraźnie różniący się od wszystkiego, co do tej pory stworzył. Przesunięcie środka ciężkości w stronę rocka okazało się zbawienne. Wyraźnie słychać, że Mateusz i Marek w spokojniejszych formach o wyraźnie klimatyczno -rockowych prominencjach czują się jak przysłowiowe ryby w wodzie. W odstawkę poszły potężne doły doskonale znane z poprzednich płyt i tym razem nie ma ich tu praktycznie wcale. Nie stronią co prawda od mocnego przyłożenia, ale to nie ono obecnie wiedzie prym w muzyce Blindead i tak naprawdę tylko mogłoby zburzyć klimat tego albumu. Tym razem to niesamowita, grobowa atmosfera wiedzie prym i w połączeniu z warstwą tekstową albumu robi kolosalnie duże wrażenie. Słychać w tym olbrzymie wyczucie zespołu, który zrozumiał, że nie trzeba dusić słuchacza ciężarem, ale można zrobić to inaczej, a album i tak przytłacza atmosferą. Sporą metamorfozę przeszedł też Patryk. Zapomnijcie o krzykach, bo tym razem album jest praktycznie w całości wyśpiewany. Subtelne, nierzadko wyciszone wokale, zmuszają do bardzo uważnego wsłuchania się w całość i chłonięcia dźwięków, jak gąbka. Wyraźnie tym razem słychać też bas, który w obecnym obliczu Blindead odgrywa dużą rolę. Debiutujący tu Matteo Bassoli spisał się wprost genialnie, tworząc linie wyraziste i takie, które nie są jedynie tłem dla reszty, a nie raz i nie dwa wybijają się na pierwszy plan i w takim samym stopniu jak gitary odpowiadają za całokształt albumu. Pozostali muzycy mają tu również swoje pięć minut. Trochę mniej na tej płycie linii Bartosza Hervy’ego, ale są tu momenty, gdzie jego elektroniczne plamy wybijają się na pierwszy plan. W innych momentach tworzy genialne podkłady pod linie innych instrumentów, co zespolone w całość daje wprost porażający efekt. Album od pierwszego dźwięku wciąga w podróż i trzyma w napięciu do ostatniej sekundy. Z każdą kolejną minutą to dzieło rośnie w człowieku, i nawet gdy na początku może wzbudzić opory, to im dalej w las tym mocniej ta muzyka oddziałuje na człowieka. Sam podczas pierwszego odsłuchu byłem wręcz gotów wyłączyć płytę, ale tego nie zrobiłem i za to spotkała mnie duża nagroda. Każdy kolejny seans z „Absence” odkrywał przede mną wielkość tej płyty, jej niesamowite pokłady kreatywności, świeżego spojrzenia na swoją twórczość i po prostu geniuszu zespołu. Mało który band potrafiłby dokonać takiej wolty w swoich dźwiękach i wyjść z tego obronną ręką. Blindead ta sztuka z pewnością się udała, a wraz z wydaniem „Absence” otwierają się przed nimi nowe oceany możliwości, które w przyszłości, tego jestem pewny jak mało czego w życiu, przyniosą nam jeszcze multum wrażeń i zachwytów nad nietuzinkową muzyką. Ten zespół do tej pory mnie nie zawiódł, a droga jaką przebył budzi we mnie ogromny szacunek dla pracy, jaką panowie wkładają w swoje dźwięki pokazując nam jednocześnie kawałek swojej duszy. Nie ma możliwości, aby ktoś, kto chociaż raz zetknął się z muzyką gdyńsko-warszawskiej ekipy pozostał względem niej obojętny. Tym razem jest tak samo. Obok „Absence” w żadnym wypadku nie da się przejść z miną wyrażającą kompletną ignorancję. Nie wydaje mi się, aby ktokolwiek pozostał niewzruszony. Blindead gra już we własnej lidze i w chwili obecnej, wraz z wydaniem nowego albumu, to już czołówka światowa, która pozostawiła daleko w tyle całe polskie piekiełko. Słuchanie tego albumu z pozycji klęczącej zupełnie nie powinno nikogo dziwić.

 

Wyd. Mystic Productions, 2013

 

Lista utworów:

 

1. a3
2. b6
3. s1
4. e5
5. n4
6. c7
7. e2
8. a7bsence

 

Ocena: 10/10

 

https://www.facebook.com/blindeadofficial

 

divider

polecamy

Pincer Consortium – Geminus Schism Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear
divider

imprezy

Grima w Krakowie – Nightside Tour 2025 Sólstafir ponownie w Polsce – koncert w Hype Parku Imperial Age w Krakowie – symfoniczny metal w Klubie Gwarek Esprit D’Air – koncert w Klubie Studio Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Kierunek: Północ – Taake i goście na trzech koncertach w Polsce Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty