Blitzkrieg II – Katowice
(10 października 2004, napisał: FATMAN)
Data wydarzenia: 10 października 2004
Na trasie Blitzkrieg II miałem możliwość uczestniczyć w Katowicach i mimo, że nic tego nie zapowiadało ten wieczór okazał się bardzo dobry. W bajki o profesjonalnym nagłośnieniu czy oświetleniu na trasach polskich zespołów, to ja już od jakiegoś czasu nie wierzę. Jednak o dziwo słowo ciałem się stało i tego dnia w Mega sprzęt był z na prawdę wysokiej półki, co każdy laik mógł usłyszeć i zobaczyć. Uwierzcie mi na słowo, że tego dnia było, co oglądać i co słuchać.
Koncert trochę się opóźnił i około godziny 19.00 na scenę wyszło krakowskie Crionics. Waran z kolegami zostali rzuceni niejako na pożarcie, ale o dziwo udało im się wyjść z opresji całkiem nieźle. Nowe numery spotkały się z całkiem dobrym przyjęciem, a i killery z debiutu w postaci „Satanic Syndrome 666” podgrzały atmosferę całkiem skutecznie Na koniec oczywiście cover Emperor i chłopaki zeszli ze sceny. Występ był jak najbardziej w porządku, choć pod koniec można było mieć wrażenie, że trochę siadła atmosfera.
Minęło ze pięć minut i na scenie zaczynał się już show Ceti! Jak dla mnie występ ekipy Grześka Kupczyka był rewelacją tego wieczora. „Shadows Of The Angel” mam już bardzo długo, ale nie spodziewałem się, że na koncercie te utwory zabrzmią aż tak. Set lista była oparta głównie o ostatnią produkcję, choć pomiędzy „Shadows Of The Angel (Life And The Throne)” czy „Song Of The Desert” można było usłyszeć „Burning Fantasy”. Na bis zespół zagrał jeszcze „Sztuczne Oddychanie” Turbo. Jak wcześniej wspomniałem przed koncertem byłem pełen obaw, ale już po 2 minutach wiedziałem, że wszystko będzie dobrze. .Grzesiek po prostu zaczarował tych 600 fanów, którzy byli w Mega Clubie i wyczyniał z nimi, co chciał. Te 40 min bardzo szybko zleciało i po chwili na scenie instalował się już kolejny zespół.
Punktualnie o 20.40 ciemność została przerwana przez nieustająca foniczną oraz wizualna apokalipsę. Tak, to właśnie swój występ rozpoczął Lost Soul. Pot, siarka, agresja i pełna świadomość w tym, co się robi to biło ze sceny w czasie występu zespołu. Tu nie było niepotrzebnych gadek czy prób nawiązania kontaktu z publiką, bo to od razu jadła zespołowi z ręki. Set przekrojowy. Wszystkie lepsze kawałki na czele z „No Salvation” z rewelacyjnego „Übermensh” zostały wykonane. Od czasu do czasu zespół sięgnął jeszcze do swego debiutu prezentując np. „My Kingdom”, a i zdarzyło im się zagrać coś jeszcze z mającej ukazać się w lutym 2005 „Chaostream”. Pod koniec swojego występu grupa już chyba tradycyjnie wykonał „Rapture” z repertuaru samych Morbid Aniel. Chyba nie muszę pisać, co działo się wtedy na sali. Później przyszedł czas jeszcze na ze dwie autorskie kompozycje i chłopaki zwinęli sprzęt.
Około 21.40 przyszedł czas na gwiazdę trasy. Od razu dało się zauważyć, na kogo przyszli wszyscy ci ludzie. Minęła chwila i powietrze przecięła pierwsza fala dźwięków. Tego dnia nagłośnienie było istnie piekielne. Vader poleciał przekrojowa, ale nie zapomniał o tym, że ma promować „The Beast”.
Mimo, że nowa produkcja Olsztynian raczej mi nie podchodzi to jednak na szczęście na żywo zaprezentowali oni te lepsze numery. Tego dnia obok: „Reborn In Flames”, „Carnal”, „Sothis”, „Kingdom” czy „Epitaph” można było usłyszeć „Dark Transmission” i „Choices”. Vader bisował w sumie 2 razy i około 23.00 zeszli ze sceny.
Mimo, że fanem gwiazdy wieczoru od dawna nie jestem to jednak musze pochylić czoło przed tym, co ekipa Petera robi na koncertach. Reszta kapel ze szczególnym uwzględnieniem Ceti ciała też nie dała i pierwszy raz od bardzo dawna wyszedłem w pełni zadowolony z koncertu, na którym występowały same polskie kapele. Mogę jedynie sobie i innym życzyć by w Polsce odbywało się więcej koncertów na takim poziomie, aż powiało światem, oj powiało w naszym zaścianku…
